Smutna-jest-śmierć-ateisty

Mon, 19 Dec 2011 22:10:00 +0000

Śmierć nie zawsze jest smutna. Nie jest najgorszą rzeczą jaka może człowieka spotkać w życiu, chyba że jest to śmierć bez pojednania z Bogiem.

Kilka dni temu (15 grudnia) w wieku 62 lat zmarł Christopher Hitchens, jeden z tzw. czterech jeźdźców nowego ateizmu jak określił go w swoim artykule pan Andrzej Koraszewski z portalu "Racjonalista".

Zawsze kiedy słyszę o śmierci znanej osoby to pojawia się we mnie swego rodzaju refleksja nad znaczeniem życia ludzkiego w ogólności, ale też tej konkretnej osoby w szczególności. Nie oznacza to że śmierć tzw. szarego człowieka jest mniej istotna, ale to że osoby znane wywierają znacznie większy wpływ na tzw. opinię publiczną. Jeśli teraz człowiek taki mylił się w ważnych kwestiach światopoglądowych, to tym samym prowadził na manowce nieraz tysiące czy miliony innych ludzi. W tym kontekście zawsze zastanawiam się czy to w co dany człowiek się angażował było warte jego poświęcenia. W przypadku Hitchensa jego zaangażowanie poszło w kierunku ateizmu. Przez całe swoje życie był przeciwnikiem Boga, próbując zwalczać go na wszystkich możliwych frontach. Ateiści określają Hitchensa mianem wielkiego intelektualisty, buldożera ruchu ateistycznego, rozjeżdżającego w debatach swoich przeciwników. Dla milionów ludzi na świecie stał się zachętą do tego aby oficjalnie opowiedzieć się przeciwko Bogu. Ateistom może wydawać się, że odnieśli swego rodzaju zwycięstwo, choć jak pokazuje Biblia jest to złudne. Kwestię tę rozwinę może krótko na końcu.

Artykułu tego nie adresuję do ateistów. Nie jest teraz moim celem polemika z ich poglądami, choć na ogół polemiki trudno jest uniknąć. To o czym chcę napisać będzie zapewne dla nich tendencyjne z tego względu, że jako chrześcijanin piszę z punktu widzenia chrześcijańskiego, zakładając że chrześcijaństwo jest jedyną prawdziwą drogą, oraz to że Biblia jest źródłem prawdy. Mam do tego prawo. Hitchens jako ateista też pisał swoje teksty i przemawiał z punktu widzenia ateistycznego, zakładając nieistnienie Boga. Chrześcijanie oraz ateiści w wielu kwestiach nie różnią się od siebie, bo zarówno jedni jak i drudzy czynią pewne założenia wstępne, dalsze wnioski wyprowadzając z tych założeń.

Christopher Hitchens w niektórych kręgach uchodził za wielkiego intelektualistę. Jako chrześcijanin, opierając się na Biblii mogę jednak powiedzieć, że był on głupcem, który nie poznał prawdziwej mądrości płynącej z Krzyża. Określenie to nie jest w żaden sposób epitetem. Ja tylko cytuję Biblię, która stwierdza (Ps.14): "Głupi rzekł w sercu swoim, nie ma Boga". W taki sposób w swoim życiu postąpił Hitchens i z chrześcijańskiego punktu widzenia można powiedzieć, że całe życie błądził, poświęcając swój czas oraz siły na coś o czym obecnie po śmierci, już wie, że było fałszywą drogą donikąd. Niestety dla niego jest już za późno. Hitchens kilka dni temu stanął twarzą twarz z Bogiem, którego w życiu odrzucił i zapewne jest obecnie w piekle, w którym oczekuje na Sąd ostateczny i wieczne odrzucenie. Może to co napisałem brzmi bardzo radykalnie, ale ja znowu jedynie cytuję Biblię. Pan Jezus powiedział (Mat. 10,33), że tego "kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie". O ile wiadomo Hitchens nie zmienił swojego zdania przed śmiercią (choć nigdy nie wiadomo co działo się w ostatnich chwilach jego życia), więc w ten sposób sam na siebie wydał wyrok. Znowu można tutaj przytoczyć słowa Pana Jezusa (Jan. 12,47-48):

"A jeśliby kto słuchał słów moich, a nie przestrzegał ich, Ja go nie sądzę; nie przyszedłem bowiem sądzić świata, ale świat zbawić. Kto mną gardzi i nie przyjmuje słów moich, ma swego sędziego: Słowo, które głosiłem, sądzić go będzie w dniu ostatecznym".

Hitchens chociażby poprzez wielokrotne dyskusje z Doughiem Wilsonem znał Ewangelię. Pan Jezus przestrzegał ludzi przed tym co spotka ich jeśli Go nie przyjmą jako Pana i Zbawiciela. Odrzucając Go, ludzie sami wydają na siebie wyrok potępienia. Hitchens niestety sam jest sobie winien. Kwestia Bożego sądu to jednak osobny temat i nie chcę tego teraz dalej rozwijać.

Jakiś czas temu na blogu komentowałem (*) komentarz pana Andrzeja Koraszewskiego do książki Hitchensa p.t. "Bóg nie jest wielki". W najbliższym czasie nie zamierzam czytać tej książki. Z jednej strony dlatego że nie mam czasu, ale też dlatego, że jeśli mówi ona o tym co pan Koraszewski opisuje w swoim komentarzu, to chyba nie warto. Niczego nowego z niej się nie dowiem oprócz wielokrotnie już słyszanej krytyki złych wyznawców różnych religii. Piszę o tym celowo teraz, ponieważ jest to jedna z głównych myśli jaką chcę poruszyć w tym artykule teraz.

(*) Christopher Hitchens - czterej jeźdźcy ateizmu

Uważam, że Hitchens uganiał się za błahostkami i nigdy nie dotarł do sedna sprawy. W poprzednim artykule napisałem, że pomimo że tak sądzę, to jednak w wielu punktach z nim się zgadzam. Hitchens atakując np. Kościół Katolicki miał często rację. Jest to środowisko, w którym jest sporo różnej patologii i grzechu. Ale podobne rzeczy można powiedzieć o protestantyzmie, prawosławiu czy też o innych niechrześcijańskich religiach z islamem na czele. W każdym systemie religijnym znajdą się źli wyznawcy. Ale czy tego samego nie można również powiedzieć o ateizmie? Moglibyśmy się teraz policytować, starając się wykazać, która ze stron spowodowała więcej ofiar w historii, ale jaki to ma sens merytoryczny?

Jako przykład można przytoczyć rządy ateistów komunistów w wielu krajach świata wprowadzających siłą tzw. ateizm państwowy, ze szczególnie krwawymi rządami ateisty Stalina na czele, ateistów Czerwonych Khmerów w Kambodży, czy też ateisty Mao w ChRL. Do kompletu współczesnej historii można jeszcze dorzucić ateistyczne reżimy Korei Północnej, Kuby. Ile głów poleciało podczas rewolucji francuskiej z terrorem rządów ateistów jakobinów, którzy bardzo "tolerancyjnie", "pokojowo" i "humanistycznie" próbowali narzucić społeczeństwu tzw. Kult Rozumu? Jak wyglądały rządy ateisty Krycjasza w starożytnej Grecji? Krycjasz był zwolennikiem "naturalnego" prawa pięści, panowania silniejszych nad słabszymi. Dobrze wpisuje się tym samym w to co jest istotą ewolucjonizmu. Generalnie można powiedzieć, że historia rządów ateistów to najczęściej historia krwawego terroru, strachu, poniżenia człowieka, ciemności i nietolerancji. Polska do dzisiaj nie może pozbierać się po 45-letnich rządach ateistów. Czy historia zna przykłady odmienne, w których pod rządami ateistów panował pokój i tolerancja? W tym kontekście niezwykle ubawiła mnie dyskusja na portalu "Racjonalista" na temat ateizmu Stalina:

http://www.racjonalista.pl/forum.php/s,135905

"Czyli dość często używany argument, że III Rzesza była państwem ateistycznym.
Przeglądam czasami różne fora i oto, na jakie kwiatki się natknąłem:
"Naturalnie ludzie bezreligijni (ateiści) tez mieli swoje wielkie państwa vide III Rzesza i Związek Radziecki."
"Nie ulega wątpliwości, ze III Rzesza była państwem ateistycznym."
"Całe przywódctwo na samym czele z Adolfem było ateistami."
Cytaty stąd: peb.pl/pol(*)172054-homoseksualizm-108.html
Co wy na to?"

Racjonalistom za bardzo fakty historyczne nie pasują, bo z tego co mi się wydaje w dyskusji tej próbują zwalić okrucieństwo ateisty Stalina na to, że wcześniej odebrał staranne chrześcijańskie wykształcenie. Nawet pożarli się o to, czy to byli Jezuici czy prawosławni.

">> Stalin - bez wątpienia ateista.
>Stalin kończył szkołę u jezuitów...

Oj Zbyszku, Zbyszku... Albo świadomie kłamiesz, albo dzielisz się swoją niewiedzą. Nie wiem, co gorsze. Racjonaliście nie przystoi ani jedno ani drugie...
Stalin nie kończył żadnej "szkoły u jezuitów". W ogóle do takowej nie uczęszczał. Studiował natomiast w seminarium duchownym Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego. Możesz sobie o tym poczytać choćby w Wikipedii. Niestety nie na polskiej stronie, która zawiera dosyć powierzchowne informacje, ale na np. angielskiej:
[...]at the age of 16, he enrolled at the Georgian Orthodox Seminary of Tiflis (Tbilisi, Georgia), to which he had been awarded a scholarship.
https://en.wikipedia.org/wiki/Joseph_Stalin"

Znając standardy "racjonalistów", jakie widać już w jednym z pierwszych komentarzy (#) pod podanym linkiem, zapewne zostanę nazwany idiotą, albo kre(a)tynem, jak już kiedyś słyszałem. Ale mam to w nosie. Mówiąc nieco dowcipnie teraz: Do zobaczenia na Sądzie Ostatecznym. Po śmierci przekonamy się kto miał rację.

(#) "Dopóki nie skorzystałem z internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów" (Stanisław Lem)

Ateizm to prąd myślowy niedorzeczny sam w sobie i dziwię się, że intelektualista Hitchens tego nie dostrzegał. Ateiści chyba nie dostrzegają konsekwencji swoich poglądów, korzystając (być może nieświadomie) z Bożego Prawa na co dzień w życiu. Co więcej walczą o to, aby Boże prawo było przestrzegane. Wracając do przytoczonego komentarza powyżej, Ocykan w nim pisze:

"Albo świadomie kłamiesz, albo dzielisz się swoją niewiedzą. Nie wiem, co gorsze. Racjonaliście nie przystoi ani jedno ani drugie...".

A ja zapytam: dlaczego niby nie wolno kłamać, kraść, zabijać czy cudzołożyć? Przecież ateiści z reżimów komunistycznych kradli, zabijali, kłamali na potęgę aby osiągać swoje cele, które zawsze uświęcały środki. Człowiek w tych ateistycznych systemach został zredukowany do poziomu bydła. Ile tysięcy procesów swoich przeciwników politycznych sfałszował ateista Stalin, skazując niewinnych ludzi na śmierć? Tamci ateiści byli przynajmniej konsekwentni, bo czy nie w ten sposób według ateistów działa przyroda, powstała w wyniku ślepych zmian ewolucyjnych? Duża ryba oszukuje mniejszą rybę, udając przed nią kamień, po to aby ją pożreć. Przyroda to setki przykładów forteli, pułapek, oszustw by samemu przetrwać kosztem innych. Bez sentymentów. Każdy kogoś pożera. Niby dlaczego teraz ma być inaczej? Nawet Zuza Bystrzacha twierdzi, że to normalne, że ktoś kogoś zjada, o czym pisałem w jednym z wcześniejszych artykułów.

W tym kontekście to właśnie religie ze swoimi wszystkimi wymyślonymi bogami, jak rozumował Krycjasz, są formą kagańca na pierwotne (naturalne) bestialstwo ludzi:

"Zarówno prawo jak i bogowie zostali wymyśleni, aby zapanować nad przemocą, panującą pierwotnie między ludźmi."

Ateiści zatem chcąc aby prawo było szanowane powinni wręcz zabiegać o to, aby religia ze swoimi zakazami bujnie krzewiła się na każdym miejscu. Dla ich własnego dobra.

Konsekwencje twierdzeń ateizmu można ciągnąć dalej. Ateistyczne podejście do człowieka (mam tutaj na myśli rozważania na temat tego kim jest człowiek w swej istocie) rozwijane konsekwentnie nieuchronnie prowadzi do legalizacji aborcji. To doprowadziło do powszechności i ogromnego zasięgu tej zbrodni, w wyniku której co roku na świecie mordowanych jest nawet około 50 milionów nienarodzonych dzieci. Niektórzy ateiści zapewne oburzą się na to stwierdzenie, ale ateistyczne odrzucenie Absolutu, Prawodawcy, jakim np. dla chrześcijan jest Bóg, automatycznie powoduje że przynajmniej teoretycznie można wszystko, bo wszystko staje się względne gdy nie ma punktu odniesienia. Jeśli nie ma Boga, to nie ma też nieśmiertelnej duszy stworzonej przez Boga, a zatem nie ma też życia pozagrobowego. Człowiek jest niczym innym jak tylko bardzo precyzyjną maszyną biologiczną, albo nieco bardziej rozwiniętym w wyniku procesu ewolucji bydłem, bo czym "ewolucyjnie" różnimy się od bydła albo np. od psów? Jedynie stopniem rozwoju mózgu, który jest niczym innym jak swego rodzaju zaawansowanym biologicznym procesorem. Tak nawiasem mówiąc przyroda jest niesamowita. W wyniku jedynie przypadkowych zmian była w stanie wytworzyć mózg, system który wykonuje nawet milion razy więcej operacji niż typowy komputer PC.

Chcąc teraz trzymać się moralności, co jak widać jest pragnieniem ateistów, czy konsekwentnie nie powinniśmy zastanowić się dlaczego nikt nie jest sądzony jak za morderstwo przy zabiciu innej biologicznej maszyny typu krowa, świnia, ryba, czy inne zwierzę? Z ewolucyjnego punktu widzenia, różnimy się od tych zwierząt jedynie mocą obliczeniową naszego biologicznego procesora. Zakładając ciągłość procesu ewolucji na jakiej podstawie określamy granicę kogo (albo co) można, a kogo nie można zabijać? Umownie, na podstawie naszego widzi mi się? Biorąc pod uwagę ciągłość procesu ewolucji człowiek nie jest kimś szczególnym. Jest jednym ze zwierząt, które akurat przypadkiem stało się najbardziej inteligentne w przyrodzie i nazwijmy to przejęło władzę w tej przyrodzie. Za jakiś czas lwy mogą wyewoluować w jakieś superinteligentne lwy i uznają, że człowiek nadaje się dla nich na pokarm tak samo jak dla nas dzisiaj świnie czy kurczaki. Ostatnio są jednak widoczne próby postawienia takiej granicy:

http://wiadomosci.onet.pl/nauka/usa-chca-lepszej-ochrony-szympansow,1,4976383,wiadomosc.html

Znowu można zapytać dlaczego mamy przyjąć granicę akurat 1%, a nie 2, 3, 4, czy 15%? Pomijam kwestię tego, czy te różnice w przypadku szympansa i człowieka to jedynie 1-2%. W tej kwestii zacytuję może artykuł Mieczysława Pajewskiego z Polskiego Towarzystwa Kreacjonistycznego:

http://creationism.org.pl/Members/miepaj/moje/meandry/meandry09/view

Mieczysław Pajewski, "Meandry sporów o pochodzenie" (9) (2005)

W każdym razie jeśli człowiek jest jedynie maszyną biologiczną, to jego ranga z konieczności maleje do poziomu ożywionego w wyniku przypadku kawałka "ścierwa". Rozwijając tę myśl konsekwentnie dalej można powiedzieć, że w łonie matki znajduje się więc jedynie maszyna biologiczna we wstępnym okresie rozwoju, której można pozbyć się na życzenie wtedy gdy zostanie uznana za niepotrzebną. Zastanawiam się jedynie, na jakiej podstawie określa się granicę czasową, do której można legalnie uśmiercić tę istotę. Co zmienia się przykładowo w trzecim czy czwartym miesiącu ciąży, co powoduje, że wcześniejszą ciążę można usunąć, a późniejszej już nie? Ateiści (piszę to celowo) granicę tę określają na podstawie stopnia rozwinięcia tej biologicznej maszyny, a dokładniej na podstawie uruchomienia takiej czy innej jej funkcji typu serce czy mózg.

Ja jako człowiek wierzący Biblii nie mam z tym kłopotów, bo istota żywa, którą kobieta nosi w swoim łonie nazywana jest w Biblii człowiekiem. Bóg mówi o konkretnych osobach, zanim te pojawiły się w łonie matki. Tak było np. w przypadku Jeremiasza (Jer. 1,5), o którym Bóg mówi:

"Wybrałem cię sobie, zanim cię utworzyłem w łonie matki, zanim się urodziłeś, poświęciłem cię, na proroka narodów przeznaczyłem cię".

W zamyśle Bożym Jeremiasz był człowiekiem zanim pojawił się w łonie matki, a więc tym bardziej nim był od pierwszej chwili po poczęciu. Bóg mówi, że utkał konkretnego człowieka, a nie zlepek komórek, który stał się Jeremiaszem dopiero po takim czy innym czasie. Fragment ten nie pozostawia miejsca na dywagacje. Człowiek jest człowiekiem nie ze względu na uruchomienie takiej czy innej funkcji biologicznej, ale ze względu na to co mówi suwerenny Bóg. Niestety narracji ateistyczno-ewolucyjnej ulegają często ludzie, którzy przyznają się do wiary chrześcijańskiej. Jednym z przykładów jest tutaj przyzwolenie środowisk według mnie pozornie chrześcijańskich na metodę "in-vitro", która zawsze prowadzi do zniszczenia części zarodków, a więc z punktu widzenia Biblii jest zabiciem człowieka.

Nie chcę teraz mówić, że wszyscy ateiści oficjalnie popierają aborcję (nie mam wystarczających danych). Tak się jednak składa, że wszelkiej maści komuniści i lewacy z szeroko rozumianej politycznej lewicy typu SLD programowo walczą o prawo kobiet do aborcji. Uważam jednak, że odrzucenie Boga, Prawodawcy, którego Prawo stanowi niewzruszony fundament moralny prowadzi w konsekwencji do możliwości zakwestionowania wszelkiego prawa. Kiedy wszystko staje się względne i nic nie jest obiektywnie pewne, to zawsze znajdą się takie grupy ludzi, które spróbują sprawdzić co będzie jak przesunie się taką czy inną granicę. Moim zdaniem, ateizm który czerpie siły z ewolucjonizmu, otworzył furtkę w kierunku legalności aborcji. Ateizm jest skazany na ewolucjonizm, bo nie może bez niego istnieć. Ewolucjonizm to prawo pięści, prawo do przetrwania bardziej sprytnej i silniejszej jednostki. Stalin i inni ateistyczni oprawcy rozumieli to bardzo dosłownie. Hitler opierając się na filozofii ateisty Nietzschego (choć sam ponoć za ateistę nie uchodził), uroił sobie koncepcję silnych i słabych ras, przeznaczając niektóre z nich na zagładę. W istocie rzeczy, hitleryzm specjalnie nie różnił się od ewolucyjnego dążenia do przetrwania silniejszych gatunków kosztem słabszych. Ateiści często podnoszą tutaj kwestię tego, że Hitler nie był ateistą i że nawet popierał kościół. To nie ma znaczenia, bo jego postępowanie nie wynikało z popierania kościoła, ale z oparcia się na koncepcji filozoficznej, która w gruncie rzeczy była ateistyczna. Ironia losu jest taka, że dzisiaj rasa białych w tym tzw. "rasa panów" jest gatunkiem na wymarciu bo skrobie się na potęgę, w odróżnieniu od islamistów którzy typowo nie dokonują aborcji.

Co ciekawe ateiści wierzą, "w przyrodzoną dobroć istot ludzkich":

http://ceremonie.racjonalista.pl/pogrzeb.html

"Ceremonia pogrzebowa jest ważnym okresem, kiedy myśli rodziny i przyjaciół kierują się ku osobie zmarłej. Powinna pozwolić im wyrazić ich smutek, lecz także uświęcić życie, które się dopełniło.

Humaniści przykładają wielką wagę do kwestii moralnych, lecz z niereligijnego punktu widzenia. Wierzymy w przyrodzoną dobroć istot ludzkich i uznajemy, że ludzkość musi rozwiązać swoje problemy sama, nie polegając na nadprzyrodzoności."

Szkoda tylko, że wszystkim chyba ateistycznym władcom w historii tego świata niezbyt dobrze wychodziła ta dobroć. Na jakiej podstawie ateiści twierdzą, że człowiek posiada przyrodzoną dobroć?

Przede wszystkim czym według ateistów jest dobro, gdy nie istnieje jednoznacznie określony wzorzec dobra, do którego moglibyśmy się przyrównać? A nie ma takiego wzorca, gdy nie ma Prawodawcy, transcendentnego wobec świata. W takim przypadku dobro jest jedynie pustym frazesem słownym, bo kto ma prawo określić czym jest takie czy inne dobro? Jakiś statystyczny głos większości w danej populacji, na jakimś wydzielonym obszarze? Np. demokratyczne głosowanie nad prawem kobiety do aborcji? W wyniku procesu ewolucji dobrem mogło stać się coś całkiem innego, niż to co dzisiaj się powszechnie przyjmuje. Przykładowo, czy zabijanie wrogów i ludożerstwo jest złe? A niby dlaczego tak? To jedynie walka o byt jednej grupy ludzi z drugą. Czy tego samego nie robią inne grupy zwierząt w stosunku do jeszcze innych grup zwierząt?

W każdym razie życie, a więc swego rodzaju eksperyment (w tym przypadku statystyczny) na którym powinno opierać się wnioskowanie w nauce, pokazuje że człowiek z natury swojej jest zepsuty a nie dobry (w biblijnym rozumieniu dobra). Egoizm widać już u najmłodszych dzieci, zanim nauczą się cokolwiek rozumieć w sposób świadomy. Tu akurat Biblia w cytowanym wcześniej Psalmie 14, ale też dalej w Liście do Rzymian, opisuje to bardzo dobitnie ale zarazem prawidłowo, zgodnie z doświadczeniem (List do Rzymian 3,10-18):

"Nie ma ani jednego sprawiedliwego, nie masz, kto by rozumiał, nie masz, kto by szukał Boga; wszyscy zboczyli, razem stali się nieużytecznymi, nie masz, kto by czynił dobrze, nie masz ani jednego. Grobem otwartym jest ich gardło, językami swoimi knują zdradę, jad żmij pod ich wargami; usta ich są pełne przekleństwa i gorzkości; nogi ich są skore do rozlewu krwi, spustoszenie i nędza na ich drogach, a drogi pokoju nie poznali. Nie ma bojaźni Bożej przed ich oczami."

List do Rzymian mówi dalej, że jedyną drogą aby stać się sprawiedliwym przed Bogiem jest wiara w Jezusa Chrystusa, z postawą (pełną świętości) którego konfrontowana jest postawa (pełna zepsucia) całej ludzkości. Zgodnie z tym co mówi Biblia, historia znowu pokazuje, że wszędzie tam gdzie do głosu dochodziło prawdziwe chrześcijaństwo, tam następowała naprawa moralna wśród tych, którzy zaczynali się z nim identyfikować i zgodnie z nim żyć. Jeśli bym więc miał patrzeć jedynie na skutki powodowane przez taki czy inny system myślowy, to byłby to decydujący argument przemawiający za chrześcijaństwem a tym samym przeciwko ateizmowi (choćby w świetle tego co pisałem wcześniej o reżimach ateistycznych).

Już widzę ateistów szykujących się aby skoczyć mi do gardła z całym koszem argumentów pokazujących zbrodnie kościołów na przestrzeni wieków. Hitchens był perfekcyjny w pokazywaniu postawy złych wyznawców. Jednak ateiści powinni uświadomić sobie (nie wiem czy potrafią) że w tym co napisałem, nie mam absolutnie na myśli pseudo-chrześcijaństwa, bardzo często uprawianego nawet w całych kościołach, ale też przez poszczególnych ludzi. Przykładowo tzw. chrześcijanie mordujący ludy Ameryki dla złota nie byli prawdziwymi chrześcijanami w sensie biblijnym. Byli nimi natomiast misjonarze szanujący ludzi, do których szli z Ewangelią, często ryzykując własne życie. Wielu zresztą przypłaciło to śmiercią. Ale znowu, Biblia przewiduje takie sytuacje, przestrzegając nas przed tymi którzy "mówią, a nie czynią". Pan Jezus ostrzegał nas przed faryzeuszami, "grobami pobielanymi", mówiąc, aby Jego słuchacze słuchali wszystkiego co tamci mówią, ale aby ich nie naśladowali, bo właśnie tamci (Mat.1,1-3): "mówili, ale nie czynili", czyli byli zepsutymi do szpiku kości hipokrytami. Nie wiem ile statystycznie na świecie jest prawdziwych chrześcijan, nazwijmy to "według serca", a ilu tzw. nominalnych chrześcijan, którzy są nimi jedynie z nazwy, popełniając przy tym takie same obrzydliwości jak ci, którzy prawdziwe chrześcijaństwo odrzucają. Ale choćby tych pierwszych była jedynie garstka, to nie zmienia to faktu, że chrześcijaństwo w założeniach jest prawdziwe i dobre, a winę za to jak postrzegany jest kościół w świecie ponoszą źli wyznawcy, którzy nie zrozumieli o co chodzi w przesłaniu biblijnym. Apostoł Jan pisze w swoim 1 Liście (1,6):

"Jeśli mówimy, że z nim społeczność mamy, a chodzimy w ciemności, kłamiemy i nie trzymamy się prawdy".

I jeszcze w innym miejscu Jan dodaje (2,4-6):

"Kto mówi: Znam go, a przykazań jego nie zachowuje, kłamcą jest i prawdy w nim nie ma. Lecz kto zachowuje Słowo jego, w tym prawdziwie dopełniła się miłość Boża. Po tym poznajemy, że w nim jesteśmy. Kto mówi, że w nim mieszka, powinien sam tak postępować, jak On postępował".

Mam nadzieję, że kwestia tego jaka jest różnica pomiędzy prawdziwym a fałszywym kościołem jest obecnie jasna.

Na stronie "Racjonalisty" reklamowana jest koszulka z napisem: "I have no problem with Jesus. I have a problem with his fan club". Sporo w tym prawdy, bo raz że po części oddaje to to co powiedziałem przed chwilą o złych wyznawcach, a dwa że prawdziwy kościół to nie Fan club (z natury rzeczy z niezobowiązującą do niczego przynależnością do niego). Prawdy o prawdziwym kościele, do którego droga prowadzi przez krzyż Chrystusa i zdetronizowanie swojego ego, ateiści wraz z Hitchensem na czele nie poznali, bo jak powiada Biblia (1 Kor. 1, 18):

"Nauka krzyża głupstwem jest dla tych, którzy idą na zatracenie".

Ateiści przedstawiają samych siebie jako ludzi tolerancyjnych, wolnomyślicieli, nie wiem być może używając takiego "image" jako argumentu przeciwko religii, która według nich niewoli ludzi i prowadzi do nietolerancji. W praktyce jest nieco inaczej niż oni to przedstawiają, bo osobiście usłyszałem już wiele epitetów ze strony tych tzw. humanistów. Ale nie o tym chcę mówić. Nie zamierzam w ten sposób bronić religii. Znowu powiem, że po części ateiści mają rację, ponieważ tyle samo epitetów, nawet wulgarnych, usłyszałem ze strony "świątobliwych" religijnych ludzi, tylko dlatego że w niektórych poglądach teologicznych się z nimi nie zgadzałem i śmiałem do tego otwarcie wyrazić swoje zdanie. Ale znowu zawsze gdy miałem do czynienia z prawdziwymi chrześcijanami, to widziałem z ich strony sporo tolerancji, bo prawdziwe biblijne chrześcijaństwo daje ludziom wolność i czas na poszukiwanie prawdy. Hitchens atakując nietolerancję religijną miał rację.

Wracając jeszcze na chwilę do kwestii aborcji powiem, że to co napisałem na ten temat może wydawać się nieco przerysowane, ale zrobiłem to z premedytacją. Zauważyłem, że czasami do ludzi trzeba mówić poprzez obrazy, gdy nie docierają inne argumenty. W dyskusjach z ateistami zauważyłem jakieś fundamentalne założenie u nich, że religia zawsze prowadzi do nietolerancji i ciemnoty, choć nie twierdzę, że wszyscy ateiści tak mówią. Zwyczajnie takie akurat mam własne subiektywne doświadczenia w tej kwestii. Jednym z celów tego artykułu było pokazanie tego, że ateiści stosując taką argumentację są niekonsekwentni. W swoich wypowiedziach pokazują do czego może prowadzić patologia w religii. Jednocześnie nie widzą, albo udają że nie widzą, do czego może prowadzić i do czego często prowadził ateizm w historii. Podkreślam, ze wszystkiego można zrobić szambo. Zarówno z chrześcijaństwa czy innych religii, jak i z ateizmu. Piszę o tym w kontekście Hitchensa i jego śmierci, bo to było przyczynkiem do napisania tego artykułu. Hitchens często używał takich właśnie niedorzecznych argumentów. W takiej sytuacji, polemika z takimi argumentami nie polega na merytorycznej dyskusji, ale na licytowaniu się kto więcej dał światu w kość. Jednocześnie jak napisałem powyżej, ateiści nie znają biblijnej prawdy o kościele.

Hitchens w swoim życiu (mam na myśli sposoby obrony swojego światopoglądu) zachowywał się jak wilk, drapieżnik. Drapieżniki odgrywają w przyrodzie pozytywną rolę, bo odsłaniają słabości swoich ofiar i ostatecznie pozwalają zachować odpowiednią jakość populacji swoich ofiar. Nie zmienia to faktu, że pozostają drapieżnikami. Pozytywne skutki działania wilków nie polegają na dobrodusznym sugerowaniu owcom jak mają się przed nimi bronić. Ich rola jest podobna do roli, jaką w starożytnym Rzymie odegrały prześladowania chrześcijan. Prześladowania które same w sobie były zbrodnią, niechcący powodowały jednak, że przy kościele trwali tylko ci, którzy byli chrześcijanami "według serca", czyli ci, którzy byli gotowi położyć na szali swoje życie. Można więc powiedzieć, że Hitchens spełniał po części nawet pozytywną rolę. Pokazywał bez ogródek to co inni zamiatali pod dywan. Uważam, że zbrodnie popełniane przez instytucje kościelne czy jakiekolwiek inne religijne należy wywlekać na światło dzienne i pokazywać ku przestrodze innym, aby nie poszli tą samą drogą. Jeśli jakaś instytucja kościelna w wyniku takich czy innych działań staje się mafijna, to należy to bezwzględnie odsłonić, zdzierając zasłonę milczenia, bo to zaprzecza całkowicie temu czym kościół ma być według założeń Pisma Świętego. Nie zmienia to faktu, że Hitchens pozostał w swoim życiu wilkiem, zamiast przyłączyć się do prawdziwych owiec i dlatego uważam, że jego życie było tragiczne.

I tu dochodzę do kwestii, którą chciałbym krótko rozwinąć na koniec, o której wspomniałem na początku. Nieco przerysowując mogę powiedzieć, że Hitchens dla Boga spełniał rolę pożytecznego idioty. Nie robił nic, o czym Bóg by nie wiedział. Co więcej, Hitchens nie robił nic, co by nie wpisywało się w Boży plan dla świata. Można zadać pytanie dlaczego. Znowu zacytuję Biblię (Księga Objawienia 22, 11):

"Kto czyni nieprawość, niech nadal czyni nieprawość, a kto brudny, niech nadal się brudzi, lecz kto sprawiedliwy, niech nadal czyni sprawiedliwość, a kto święty, niech nadal się uświęca".

W innym miejscu (Mat. 13, od 23 wersetu) Pan Jezus każe swoim sługom poczekać z usunięciem niegodziwych ze świata do czasów żniwa, czyli do czasu gdy owoc (zły lub dobry) będzie w pełni widoczny, aby czasem przez pomyłkę razem z kąkolem nie wyrwać pszenicy. Moim zdaniem Bóg pozwala fałszywym prorokom i ludziom niegodziwym czynić swoją niegodziwość albo być fałszywą tubą na świecie, po to aby tym samym spowodować wykrystalizownie się postaw ludzi, tak by nikt nie miał wymówki we właściwym czasie. Nic jednak nie dzieje się bez woli Boga. Zupełnie jak w przypadku opisanym w Dziejach Apostolskich (4,25-28):

"Czemu wzburzyły się narody, A ludy myślały o próżnych rzeczach? Powstali królowie ziemscy i książęta zebrali się społem przeciw Panu i przeciw Chrystusowi jego. Zgromadzili się bowiem istotnie w tym mieście przeciwko świętemu Synowi twemu, Jezusowi, którego namaściłeś, Herod i Poncjusz Piłat z poganami i plemionami izraelskimi, aby uczynić wszystko, co twoja ręka i twój wyrok przedtem ustaliły, żeby się stało."

Nawet działalność ludzi bezbożnych wpisuje się w Boże plany dla świata, podczas gdy głupim wydaje się, że swoją działalnością szkodzą w jakikolwiek sposób Bogu. W innym miejscu Biblia pokazuje to w sposób bardziej dosadny (Przyp. 17:23):

"Pan wszystko uczynił dla swoich celów, nawet bezbożnego na dzień sądu".

Tyle też warte były czy też są działania Hitchensa i pozostałych tzw. "jeźdźców" ateizmu. W tym kontekście przytoczę jeszcze słowa Psalmu 2:

"Czemuż to burzą się narody, a ludy myślą o próżnych rzeczach?
Powstają królowie ziemscy i książęta zmawiają się społem przeciw Panu i Pomazańcowi jego:
Zerwijmy ich więzy i zrzućmy z siebie ich pęta!
Ten, który mieszka w niebie, śmieje się z nich, Pan im urąga.
Wtedy przemówi do nich w gniewie swoim i gwałtownością swoją przerazi ich:
Ja ustanowiłem króla mego na Syjonie, świętej górze mojej.
Ogłoszę zarządzenie Pana: rzekł do mnie: Synem moim jesteś, dziś cię zrodziłem.
Proś mnie, a dam ci narody w dziedzictwo i krańce świata w posiadanie.
Rozgromisz je berłem żelaznym, roztłuczesz jak naczynie gliniane.
Bądźcie więc teraz rozsądni, królowie, przyjmijcie przestrogę, sędziowie ziemi!
Służcie Panu z bojaźnią i weselcie się, z drżeniem złóżcie mu hołd,
aby się nie rozgniewał i abyście nie zgubili drogi, bo łatwo płonie gniewem.
Szczęśliwi wszyscy, którzy mu ufają!"

Mam świadomość tego, iż to co napisałem pewnie wywoła u "racjonalistów" rechot i lawinę kpin. Nie zdziwi mnie to. Często są to ludzie nietolerancyjni i aroganccy. Aby to zilustrować wystarczy poczytać komentarze pod linkiem, mówiącym o tym, że na uczelni publicznej odbyły się kreacjonistyczne wykłady Prof. MacIntosha:

http://www.racjonalista.pl/forum.php/s,470316#w470395

"prof. Grabowska
Ale dlaczego tak się jakoś dziwnie składa, że uniwersytety wynajmują sale różnym oszołomom?
Cóż to, do diabła? Przecież Kościół też ma różne duże sale i aule w instytutach myśli i dorobku JPII.
A bazylika w Licheniu ?

Meretseger
Bo to działa tak: oszołomy przychodzą do rektora (albo kanclerza) wynajmować sale na wykłady innych oszołomów i dobrze za to płacą, bo potem mogą się pochwalić, że wykład odbył się na uniwersytecie."

Aż strach pomyśleć co by było gdyby po raz kolejny ludzie ci dorwali się do władzy, mając dodatkowo do dyspozycji dzisiejszą technikę. "Prof. Grabowska" w swojej złości wzywa nawet diabła, który według niej chyba nie istnieje (?). Straszą karami za pozwalanie kreacjonistom prowadzić wykłady w miejscach publicznych. No ale tym razem "oszołomom" udało się przechytrzyć racjonalistów. Poza tym ja jako kreacjonista i chrześcijanin płacę niemałe podatki w tym kraju, więc chyba mam prawo decydować po części na co idą publiczne pieniądze? Tego jednak tolerancyjni inaczej humaniści nie rozumieją.