Szliśmy z Lotynia nad jezioro Przełęg i później Kniewo, gdzie spędziliśmy dwie noce. Rano 3 maja wracaliśmy do Brokęcina, przez ruiny wioski Czersk. Trasa razem około 25 km. Nie kilometry były jednak celem, a chęć odpoczynku w lesie po bardzo dużym zabieganiu ostatnich kilku miesięcy. Myślę, że wyjazd bardzo w tym pomógł. Jednym z celów wyjazdu była też obserwacja przyrody. Teren jest tam dość dziki, więc sporo zwierząt widzielismy, w tym różnego ptactwa (m.in. żurawie).
Jedzenia trochę za mało, ale miało to swoje zalety. Herbatę ugotowaliśmy raz z liści brzozy (gorzka, choć Michał mówił że smakuje jak grapefruit) a później z liści jagód (całkiem niezła) z dodatkiem odrobiny musu jabłkowego. Liście jagód nie są włókniste po ugotowaniu. Na obiad raz ugotowałem (sobie tylko) makaron z liśćmi pokrzywy i mlecza. Dało się zjeść :-) W dniu wyjazdu upiekłem chleb na drogę (widoczny na jednym zdjęciu).
W południe 2 maja odwiedził nas strażnik leśny. Bardzo miły człowiek. Dostałem pouczenie (mogłem dostać mandat :-), że nie wolno palić ogniska w lesie. Ognisko było jednak malutkie i nad samym brzegiem jeziora, gdzie była wydeptana trawa, więc ryzyko pożaru zerowe. Akurat gotowaliśmy obiadek. Strażnik życzył nam smacznego i polecił byśmy zalali ogień wodą na koniec, co też zrobiliśmy dokładnie. Dodatkowo w ramach "rekompensaty" posprzątaliśmy dokładnie teren, na którym syf zostawili wędkarze, którzy dzień wcześniej urządzili sobie tam piknik z ogniem na metr wysokim. Zastanawia mnie zawsze jedna rzecz w takiej sytuacji. Jeśli oni przyjeżdżają tam samochodem, to co im szkodzi zabrać ze sobą puste flaszki po wódzie i piwie oraz pudełka po przynętach. My wszystkie nasze śmieci zabieramy i niesiemy kilkanaście km.