Kilkudniowa ucieczka z dziećmi od cywilizacji (01-04.11.2012)

W dniach 1-4.XI wybraliśmy się z dziećmi na wyprawę, o której od dawna myślałem. Nawał pracy w ostatnim czasie - pięć kolejnych weekendów zawalonych pracą, z czego cztery na uczelni - sprawił, że musiałem pojechać gdzieś do lasu i odpocząć w ciszy z dala od cywilizacji. Z drugiej strony zawsze chciałem zabrać swoje dzieciaki na taką wyprawę jesienno-zimową. Odbierałem to jako swego rodzaju wyzwanie, z którym chciałem się zmierzyć i nabrać kolejnych doświadczeń o charakterze nazwijmy to survivalowym :-). Każda pora roku ma swoją specyfikę i na inne rzeczy trzeba zwracać uwagę. Po tym wyjeździe myślę jednak że skala trudności jaka rzekomo występuje podczas chłodnej jesiennej pogody jest nieco mitem. Wiele osób uważa że branie dzieci o tej porze roku do lasu to wariactwo. Pamiętam jednak jedną sierpniową noc podczas wyprawy kajakowej gdy temperatura nad jeziorem spadła do około 3 stopni, a z drugiej strony pamiętam też noc podczas ostatniego sylwestra w lesie gdy było +10. Wiem że niby nie do końca jest to to samo, ale jakoś przez cały rok używamy tych samych śpiworów i nie marzniemy nocą co jest dość kluczowe.

Wyjazd ten różnił się od poprzednich tym, że tym razem przez ponad trzy doby nie mieliśmy żadnych kontaktów z cywilizacją. Jedynie las, jeziora, piękne widoki, cisza i świeże powietrze. Pogoda bardzo zmienna, o czym za chwilę. Myślę, że wszystkim nam się to przydało.

Podczas wyjazdu z Poznania lało. Niektóre osoby gorąco usiłowały nas odwieść od tej wyprawy. Lało przez całą drogę do Turowa Pomorskiego, a przestało w miarę dopiero na dwie stacje przed tą miejscowością. Na pierwszą miejscówkę szliśmy (około 4 km) w zapadającym zmroku, w mżawce, przy silnym wietrze i temperaturze w okolicach 2-3 stopni. Namiot rozbijaliśmy prawie po ciemku w gęstwinie w lesie w okolicy miejscowości Dziki nad jeziorem Remierzewo. Humory początkowo niezbyt dzieciom dopisywały w tej scenerii, ale wyraźnie poprawiły się po czekoladowych deserach, które przezornie zabrałem z domu :-) Tego dnia nie rozpalaliśmy ogniska. Byliśmy zbyt blisko miejscowości i nie chcieliśmy się dekonspirować. Cały wieczór i noc spędziliśmy w piątkę w namiocie dwuosobowym. Ciekawe doświadczenie logistyczne. Jak się ułożyć aby wszystkim było wygodnie, a jednocześnie jak spędzić czas w ciemności od 6 wieczorem do rana i się nie zanudzić :-). Efekt był taki, że większość tego czasu przespaliśmy, co po moich wielu prawie nieprzespanych nocach ostatnich dni wyszło mi na dobre. W nocy temperatura spadła do około 1-2 stopni i cały czas padało. Ciasne ułożenie się w namiocie sprawiło jednak, że dzieciaki chciały wychodzić ze śpiworów bo mówiły, że im za gorąco. Ani podczas tej ani podczas następnych nocy nikt nie zmarzł.

Rano się przejaśniło. Spakowaliśmy się, zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy na południe wzdłuż jezior Remierzewo oraz Przełęg. Tego dnia przeszliśmy około 13 km. Deszcz poprzedniego dnia związany był z przechodzącym frontem ciepłym, więc pogoda się poprawiła, było słonecznie i nawet dość ciepło. Większość trasy przeszedłem jedynie w bluzce z krótkim rękawem. Po drodze złapał nas jedynie przelotny deszcz. Schowaliśmy się pod prowizorycznie rozwieszoną na drzewach plandeką.

Piękne są te jeziora, zwłaszcza o tej porze roku. Trasa zupełnie pusta, co być może częściowo wynikało z tego, że unikaliśmy szerszych ścieżek leśnych. Moim celem było trzymać się jak najbliżej obu mijanych jezior (chciałem zlokalizować ciekawe miejscówki pod przyszłe wyprawy). To nieco wydłużyło trasę, bo niekiedy konieczne było kluczenie po ścieżkach ledwo widocznych między drzewami. W sumie przez całe trzy dni nie spotkaliśmy nikogo, poza jednym przelotnym spotkaniem z leśnikami, którzy minęli nas samochodem. Z dala widzieliśmy też chyba myśliwych jadących na motorku.

Nad jezioro Kniewo, które było naszym celem, dotarliśmy około godziny 14. Nazbieraliśmy drewna, rozbiliśmy namiot i rozpaliliśmy ognisko. Konieczne było podsuszenie butów, bo leżące wszędzie liście i trawa były wilgotne. Ognisko jak to po deszczu wymagało trochę zachodu, choć mimo wszystko dość łatwo to poszło. Wieczorem około godziny 21 dojechali do nas na rowerach Weismann i Martyna. Nasze wspólne wyprawy pomału stają się niepisaną tradycją :-)

W nocy znowu lało i ponownie nad ranem się przejaśniło. W ciągu dnia sporo chmur, silny wiatr który w lesie na szczęście nie był tak odczuwalny. Zwinęliśmy obóz i z plecakami zrobiliśmy 12-kilometrowy rekonesans po okolicy. Część dobytku ukryliśmy w zaroślach a zabraliśmy tylko najważniejsze rzeczy (głównie namiot, śpiwory i karimaty). Po południu wróciliśmy w to samo miejsce na trzeci nocleg. Martyna i Weismann dysponując rowerami wybrali się na rekonesans innymi trasami. W okolicach jeziora Kniewo obejrzeliśmy stary poniemiecki cmentarz sprzed II wojny światowej. Niestety wszystkie groby rozkopane przez ruską dzicz, która podczas swojego pobytu szukała tam cennych rzeczy przy zmarłych. Po drodze trochę artefaktów (pociski różnego kalibru) z czasów gdy teren był używany jako poligon.

Czwartego dnia po ciepłym śniadaniu przygotowanym na ognisku ruszyliśmy w drogę powrotną, tym razem kierując się do stacji Lotyń na północny wschód. Trasa 11 km zajęła nam mniej niż planowaliśmy. Na stacji byliśmy prawie 3 godziny przed odjazdem pociągu. Dyżurny ruchu był nieco zdziwiony jak nas zobaczył jak z plecakami wychodzimy z lasu. Bardzo fajny człowiek. Część czasu spędziliśmy u niego w nastawni. Dzieci miały okazję poznać tajniki sterowania ruchem kolejowym (szczególnie dociekliwy był Michał), a dla mnie była to przy okazji mała powtórka, bo z wykształcenia jestem też kolejarzem (Urządzenia Sterowania Ruchem Kolejowym w Technikum Kolejowym w Poznaniu) :-) Do Poznania wróciliśmy około 21 dość mocno zatłoczonym pociągiem.

Powrót do cywilizacji jak zwykle był dla mnie trochę smutny. Zawsze po takich wyjazdach pozostaje żal za ciszą lasu, gdzie jedynym odgłosem jest szum deszczu uderzającego w taflę jeziora albo szum wiatru przewalającego się przez konary drzew jak morskie fale.


Kilka informacji praktycznych. Spaliśmy w namiocie dwójce starego typu. Namiot ma ze 20 lat. Tropik już czasami przemaka, ale można temu zaradzić rozbijając nad nim zwykłą plandekę budowlaną. Taka o wymiarach 3x4 m kosztuje może 20 zł a ma po bokach aluminiowe kółka ułatwiające mocowanie i jest całkowicie nieprzemakalna. Można pod nią schować też wszystkie bagaże. W namiocie nie trzeba się martwić o to, że dotyka się tropiku. Nic nam nie przemokło mimo ulewy każdej nocy. Plandeka też bardzo dobrze chroni od wiatru. Przekonaliśmy się o tym przy silnym wietrze od strony jeziora. W namiocie było ciepło. Podwójne karimaty od spodu + jeden śpiwór. Boki namiotu obłożyłem plecakami -- dodatkowa ochrona przed zimnem osób które śpią przy ściankach namiotu.

Wody zabraliśmy 10 litrów - jedynie do picia na drogę podczas marszów. I tak nam 2 litry zostały. Tutaj wychodzi zaleta jesieni. Nie chce się tak pić jak latem. Do gotowania herbaty i jedzenia braliśmy wodę z jeziora Kniewo (Kniewo Zdrój :-). Woda bardzo czysta i bez zapachu. Po przegotowaniu nadaje się bardzo dobrze do różnych celów kulinarnych. Myślę, że duża odległość od terenów uprawnych powoduje, że woda wolna jest od chemikaliów. Na wszelki wypadek zabraliśmy jodynę do dezynfekcji, ale nie była potrzebna.

Dzieciaki spędziły trzy doby na świeżym powietrzu w dość niskich temperaturach. Na razie nie widzę oznak jakiegoś przeziębienia czy infekcji. Myślę, że takie wyjazdy je hartują, bo nasze dzieci dość rzadko chorują. Zresztą nie jest jakoś szczególnie trudno zadbać o to by było im względnie ciepło. Myślę, że kobiety niepotrzebnie panikują w trosce o swoje pociechy :-) W sumie przeszliśmy około 40 km z plecakami. Marsze to jeden z moich celów takich wypraw. Latem planujemy nieco trudniejsze wyprawy w góry i podtrzymywanie kondycji jest ważne. Zauważyłem że regularne wyprawy piesze powodują, że nawet stosunkowo małe dzieci dają sobie radę. Najmłodsza 6-letnia Emilka bez trudu jest w stanie przejść dziennie kilkanaście kilometrów.



1mapa.jpg DSC00436.JPG DSC00437.JPG DSC00440.JPG
DSC00443.JPG DSC00444.JPG DSC00445.JPG DSC00448.JPG
DSC00451.JPG DSC00453.JPG DSC00455.JPG DSC00456.JPG
DSC00458.JPG DSC00459.JPG DSC00462.JPG DSC00463.JPG
DSC00464.JPG DSC00465.JPG DSC00467.JPG DSC00468.JPG
DSC00469.JPG DSC00470.JPG DSC00471.JPG DSC00472.JPG
DSC00474.JPG DSC00476.JPG DSC00477.JPG DSC00479.JPG
DSC00480.JPG DSC00481.JPG DSC00482.JPG DSC00483.JPG
DSC00484.JPG DSC00485.JPG DSC00486.JPG DSC00487.JPG
DSC00490.JPG DSC00491.JPG DSC00492.JPG DSC00494.JPG
DSC00495.JPG DSC00498.JPG DSC00499.JPG DSC00500.JPG
DSC00501.JPG DSC00504.JPG DSC00505.JPG DSC00507.JPG
DSC00511.JPG DSC00512.JPG DSC00515.JPG DSC00516.JPG
DSC00519.JPG DSC00522.JPG DSC00525.JPG DSC00526.JPG
DSC00534.JPG DSC00539.JPG DSC00540.JPG DSC00541.JPG
DSC00544.JPG DSC00545.JPG DSC00549.JPG DSC00550.JPG
DSC00551.JPG DSC00552.JPG DSC00553.JPG DSC00555.JPG
DSC00557.JPG DSC00563.JPG DSC00566.JPG DSC00567.JPG
DSC00568.JPG DSC00570.JPG DSC00571.JPG DSC00572.JPG
DSC00573.JPG DSC00574.JPG DSC00576.JPG DSC00578.JPG
DSC00579.JPG DSC00580.JPG DSC00583.JPG DSC00585.JPG
DSC00586.JPG DSC00587.JPG DSC00588.JPG DSC00589.JPG
DSC00590.JPG DSC00592.JPG DSC00595.JPG DSC00596.JPG
DSC00598.JPG DSC00599.JPG DSC00601.JPG DSC00602.JPG
DSC00603.JPG DSC00608.JPG DSC00609.JPG DSC00610.JPG
DSC00611.JPG DSC00612.JPG DSC00613.JPG DSC00614.JPG
DSC00615.JPG DSC00616.JPG DSC00617.JPG DSC00619.JPG
DSC00621.JPG DSC00622.JPG DSC00623.JPG DSC00624.JPG
DSC00628.JPG DSC00631.JPG DSC00632.JPG DSC00633.JPG
DSC00634.JPG DSC00635.JPG DSC00636.JPG DSC00637.JPG
DSC00638.JPG DSC00640.JPG DSC00642.JPG DSC00644.JPG
DSC00648.JPG DSC00654.JPG DSC00661.JPG DSC00662.JPG
DSC00663.JPG DSC00664.JPG DSC00665.JPG DSC00668.JPG
DSC00669.JPG DSC00670.JPG DSC00674.JPG DSC00676.JPG
DSC00678.JPG DSC00680.JPG DSC00681.JPG DSC00683.JPG
DSC00684.JPG DSC00686.JPG DSC00687.JPG DSC00688.JPG
DSC00689.JPG DSC00690.JPG DSC00692.JPG DSC00693.JPG
DSC00694.JPG DSC00695.JPG DSC00696.JPG DSC00697.JPG
DSC00699.JPG DSC00700.JPG DSC00701.JPG DSC00702.JPG
DSC00703.JPG DSC00704.JPG DSC00706.JPG DSC00707.JPG
DSC00708.JPG DSC00709.JPG DSC00713.JPG DSC00715.JPG
DSC00711.JPG DSC00717.JPG


Zdjęcia dodane przez Martynę i Weissmanna



PB030025.JPG PB030026.JPG PB030030.JPG PB030034.JPG
PB030035.JPG PB030036.JPG PB030038.JPG PB030040.JPG
PB030041.JPG PB030042.JPG PB030043.JPG PB030044.JPG
PB030049.JPG PB030052.JPG PB030054.JPG PB030056.JPG
PB030062.JPG PB030065.JPG PB030069.JPG PB030074.JPG
PB030084.JPG PB030085.JPG