Odnośnie kuchni. Wszystkie obiady i nie tylko gotowaliśmy na ognisku rozpalanych tylko z tego co w naturze. Przydają się duże kamienie (w naszym przypadku były to bloczki betonowe) bo tworzą coś ala piec i pozwalają zaoszczędzić sporo opału. Obiady to jak na Poznaniaków przystało dwa razy pyry z gzikiem, raz coś pomiędzy zupą pomidorową i sosem pomidorowym, podpłomyki z mąki na słodko i grzanki wszelkiej maści. Zupa pomidorowa to zapewne pogwałcenie wszelkich zasad gotowania. Makaron do zimnej wody, do tego kostka rosołowa, sól, kukurydza z puszki z wodą, przecier pomidorowy. Żadnego odcedzania wody i zbędnych ceregieli. To wszystko razem się zagotowało przy intensywnym mieszaniu. Na końcu do tego dołożyłem tylko śmietany. Dzieciom smakowało w każdym razie, albo nie mieli innego wyjścia :-) Ognisko podczas deszczu to pewne wyzwanie tak jak zimą. Warto zatroszczyć się wcześniej i nasuszyć sobie rozpałki (trawy, patyczki, kora brzozy noszone w kieszeniach). Później zupełnie mokrą trawę i drobne kawałki drewna suszyliśmy przy ognisku, co pozwoliło bez problemu rozpalić ognisko kolejnego dnia. Nawet zupełnie mokre drewno po przesuszeniu przy ognisku nadaje się na opał. Przydaje się to szczególnie zimą.
Pogoda: Pierwsze trzy dni do kitu (według moich kryteriów). Upał. Jedyne co można było robić to siedzieć w cieniu i raz po raz moczyć się w wodzie czekając do wieczora. Z nudów pływałem (średnio ponad kilometr dziennie) co biorąc pod uwagę mój siedząco-komputerowy charakter pracy ma znaczenie. Upały to jak zwykle robale wszelkiej maści, które wyjątkowo mnie lubią. W ciągu dnia różnej wielkości muchy końskie (największe wielkości prawie szerszenia), pod wieczór plaga chrabąszczy, a później komary. Stojąc na pomoście urządziliśmy sobie z dzieciakami pożyteczną zabawę. Polowanie na końskie muchy i rzucanie ich rybom na pożarcie. Czwartego dnia pogoda się poprawiła :-). Najpierw burza a później chmury, chłód i deszcze. Natychmiast wywiało z okolicy całe towarzystwo ala otwarty samochód z włączonym na cały regulator "umcy umcy umcy umcy". W okolicy zapanowała cisza. Powiało dzikością. Godziny w pelerynie wojskowej spędzone w deszczu na pomoście, a drugiego wieczora przy ognisku zawsze najdłużej zostają mi w pamięci. Lubię spokojnie palące się ognisko, deszcz dzwoniący o kaptur i herbatkę w menaszce. Pod peleryną znalazło się dość miejsca dla dzieciaków, a ciepło ogniska zachęcało do długich rozmów. W pogawędkach skupiliśmy się między innymi na porównaniu postaci króla Manassesa oraz króla Jozjasza z 2 Księgi Królewskiej. Myślę, że warto poczytać o tych postaciach, bo pokazują jak nieraz jeden tylko człowiek potrafił pchnąć cały naród w określonym kierunku, dobrym lub złym i jakie to miało konsekwencje dla całego państwa. Zbliżają się wybory więc w tym kontekście warto przyjrzeć się osobom na które będziemy głosować.
Michał pisał pamiętnik z pobytu, co widać na dwóch zdjęciach. Dziwię się, że mu się chciało, ma w końcu niecałe 8 lat dopiero. Zaskoczył mnie pozytywnie jednego dnia. Leżałem sobie w cieniu a Michał miał ochotę na grzanki. Niezbyt mi się chciało rozpalać ognisko pod piekącym słońcem. Michał stwierdził, że w takim razie sam się tym zajmie. Mówię mu jak chcesz to się baw. Za godznę przyniósł mi grzanki. Szybko się uczy.