Po Rajdzie pojechaliśmy z dziećmi nad morze. Nie byliśmy nad morzem trzy lata, a przy okazji chcieliśmy jeszcze trochę pochodzić. Szliśmy z okolic Jarosławca do Mielna. Trasa ponad 40 km w ciągu około czterech dni z trzema noclegami na dziko po drodze. Razem z Rajdem wyszło nam w ciągu tygodnia ponad 100 km). Upał był nie do zniesienia. Dlatego wstawaliśmy około 4.30 rano, szybko się pakowaliśmy, następnie praktycznie bez śniadania wyruszaliśmy w drogę, idąc tyle ile się da zanim upał ogarnął plażę. Po drodze mała przekąska i typowo około godziny 11 byliśmy u kresu trasy danego dnia, akurat przed największym upałem. Robiliśmy zakupy, do tego jakieś lody w nagrodę za dzielny marsz, a następnie objuczeni woda i jedzeniem szliśmy tak długo za daną miejscowość, aby znaleźć się około 1-2 km od planowanej miejscówki na nocleg i jednocześnie na tyle daleko aby wyminąć ostatnich ludzi na plaży (lubię pustkę wokoło jak się da :-)). Na plaży rozbijaliśmy się prowizorycznie pod naszą plandeką od namiotu i byczyliśmy się do późnego wieczora, raz po raz mocząc się w wodzie. Pod wieczór zbieraliśmy się, szliśmy te dodatkowe 1-2 km. Przed zachodem robiliśmy szybki rekonesans w lesie aby znaleźć odpowiednią miejscówkę na nocleg (np. aby uniknąć mrówek). Później delektowanie się zachodem Słońca i jak ostatni ludzie znikali z pola widzenia, to wtedy szybki przemarsz na naszą miejscówkę :-) Namiot trzeba było rozkładać w tempie ekspresowym aby uniknąć komarów (koszmar). I cykl się powtarzał kolejnego dnia :-) Trasa ze wschodu na zachód wybrana dlatego by idąc rano mieć Słońce za plecami, co ma duże znaczenie przy takim upale i bezchmurnym niebie.
Ktoś spyta po co to robimy i dlaczego nie zanocujemy normalnie, "jak ludzie", na polu namiotowym, tylko na dziko. Odpowiedzi jest kilka. Po pierwsze lubię na dziko, tak już mam i nic na to nie poradzę :-). Spanie na dziko pozwala w sposób szczególny doświadczyć przyrody. Na swoją "obronę" mamy to, że zostawiamy po sobie miejsce idealnie posprzątane i nie palimy ognia latem, więc natura na tym nic nie traci. Przepisy są dlatego, że 80-90% społeczeńśtwa w lesie nie potrafi się zachować (chlew pozostawiany po sobie o tym świadczy). Po drugie na dziko = brak innych ludzi w pobliżu. Ludzie niestety wydzierają się na polach namiotowych, włączają radio, a my lubimy ciszę (to po trzecie). Po czwarte, pola namiotowe nam nie pasowały lokalizacją (to był w sumie jeden z głównych powodów), biorąc pod uwagę plan marszu i ilość kilometrów do przejścia każdego dnia. Po piąte, przy tym zdzierstwie jakie jest nad morzem mam satysfakcję (DZIKĄ), że nocuję na dziko i nie dokładam się tym centusiom do kabzy. Dla mnie niesamowite jest to, że ceny kawałka trawy dla naszej grupki z rozbiciem namiotu są wyższe niż pamiętam jeszcze ceny pól namiotowych w Kanadzie. Płaci się za sam fakt postawienia namiotu + za każdą osobę + klimatyczne (co to do cho... jest to klimatyczne? Podatek za przebywanie w miejscu w którym mam prawo przebywać?) + jak ktoś ma to za samochód i do tego najczęściej nie ma żadnych zniżek dla dzieci. To nie tak że nie mamy pieniędzy aby zapłacić za to, ale DLA ZASADY tego unikam, właśnie za to zdzierstwo.
Jeden nocleg wypadł nam na wysokości poligonu. Zamelinowaliśmy się z namiotem pod takim rozłożystym drzewem, tak że przelatujące nam nad głową śmigłowce nie były w stanie nas zauważyć. Całą noc strzelali na poligonie, ale po takim marszu wszyscy spali pomimo tego :-)
Tablica reklamowa: "Kto ma media ten ma władzę". Ile w tym prawdy.
W Darłowie odbywał się w tym czasie zjazd militarystów. Na zdjęciu niemiecka rodzina na spacerze. Facet w niemieckim hełmie z czasów II WŚ oraz z przewieszonym przez ramię karabinem MP40 (Maschinenpistole 40). Ciekawy widok :-)