Tym razem udało mi się wyjechać na 9 dni. Sporą część czasu spędziłem samotnie w szałasie, który sam (ale nie tylko sam) budowałem dwa lata wcześniej. W czasie dwóch sąsiednich weekendów miałem okazję wziąć udział w warsztatach organizowanych przez Szkołę Rzemiosła Leśnego, gdzie zresztą byłem te 9 dni. Warsztaty dzikich roślin jadalnych, warsztaty wypalania pieców chlebowych z gliny i wiele różnych.
Przez te 9 dni miałem okazję przypomnieć sobie wiadomości o dzikich roślinach i nauczyć sporo nowych rzeczy głównie kulinarnych. Do najciekawszych pomysłów należały chwaściaki, czyli kotleciki z pokrzywy, zupa z pokrzywy z jałowcem, no i pesto robione z czosnaczku, podagrycznika i pokrzywy z olejem i solą.
Sam wyjazd bardzo na luzie, bo tym razem miałem ze sobą śpiwór :-) Noce całkiem ciepłe - temperatura nie spadała poniżej zera. Ognisko w szałasie dawał dosyć ciepła i ... dymu, który powodował że szałas pełnił też rolę eksperymentalnej wędzarni. Przy ognisku przydaje się kawałek węża, z powodów następujących:
Do czego przydaje się wąż w bushcrafcie? :-)
W trakcie pobytu musiałem wybyć na jeden dzień do Warszawy - spotkanie Unii Polityki Realnej, do której należę. Prawdę mówiąc bardzo niechętnie opuszczałem szałas na ten jeden dzień. Nie ze względu na samo spotkanie, ale ze względu na takie nagłe wyrwanie z oddalenia od cywilizacji do biegu dużego miasta, czyli czegoś, od czego chciałem odpocząć.