Siedem dni w lesie z nożem i menażką (01-07.04.2016)

Szkoła Rzemiosła Survivalowego (W Miejskiej Kniei)

Celem wydarzenia było szkolenie survivalowe polegające na spędzeniu siedmiu dni w lesie z minimalnym ekwipunkiem. Można było zabrać jedynie jedną część menażki, nóż oraz to co na sobie (bez śpiwora, karimaty oraz namiotu). W pierwszym dniu dostaliśmy też butelkę wody ze względu na brak w tym dniu dostępu do wody z otoczenia. Jedzenie oraz wodę można było pozyskiwać jedynie w sposób naturalny. Według mnie szkolenie przygotowane oraz prowadzone w sposób bardzo profesjonalny przez dwójkę instruktorów Kaśkę Mikulską oraz Artura Bokłę (Mr.Wilson). Myślę że dla każdego z uczestników szkolenie zawierało bardzo wiele nowych elementów związanych z survivalem. Dla mnie chyba największą niewiadomą były reakcje organizmu na drastycznie zmniejszoną ilość pożywienia. Tutaj wsparcie instruktorów oraz rzeczowe wyjaśnienie co się dzieje i że są to reakcje typowe w takich sytuacjach były bardzo istotnymi elementami.

Ludzie: Zaczynam od ludzi, ponieważ to oni są najważniejsi zawsze. Instruktorów już krótko przedstawiłem powyżej. Dla mnie pełen profesjonalizm ale zarazem taka normalność i skromność. Kiedy dowiedziałem się o tej imprezie i o tym kto ją prowadzi, to zapisałem się w ciągu kilku minut, bo decydowała kolejność zgłoszeń :-). Jako "studenci / kursanci / czy jak kto woli" zaczynaliśmy w trójkę i kończyliśmy w trójkę (jeśli nie liczyć psów), ale w innym składzie. Z Mirkiem byliśmy przez cały czas. W niedzielę dojechała Ania, a wyjechał Kuba, który przyjechał z infekcją i widocznie ta rozwinęła się. Ludzi poznaje się chyba najlepiej przy okazji wspólnej nieraz ciężkiej pracy.

Miejsce, noclegi, pogoda: Szkolenie odbyło się w okolicach Makowa niedaleko Skierniewic. Spaliśmy w szałasie, który zbudowaliśmy w lesie w odległości około 1.5 km od zabudowań, wykorzystując jedynie materiały naturalne (drewno oraz ściółkę). Szałas miał kształt kwadratu z paleniskiem pośrodku. Pod ścianami mogło się wyspać pięć osób (dwie obok siebie pod jedną ze ścian). W kwestii szałasu mam pewne spostrzeżenia. Myślę że kluczowym parametrem jest tutaj stosunek obwodu szałasu (O) do jego powierzchni (P) (trochę jak w niektórych zagadnieniach technicznych :-)). Odpowiedni obwód jest potrzebny aby mogło spać jak najwięcej osób, ale jeśli wtedy trzymamy się kształtu kwadratu (najmniejsza wartość współczynnika O/P), wówczas powstaje duża powierzchnia do ogrzania i śpiący są w dużych odległościach od ognia, co sprzyja marznięciu przy niskich temperaturach. Dodatkowo mamy wtedy największy prześwit nad głową, co zwiększa ubytki ciepła. Może więc lepszym rozwiązaniem byłby bardziej prostokątny szałas z dwoma mniejszymi ogniskami i w miarę wąską szczeliną prześwitu nad głowami (problem do optymalizacji :-)). Dla sześciu osób mógłby być zbudowany w oparciu o schemat 1,2,1,2 (liczba osób pod każdą ze ścian) :-). Węższy szałas oznacza, że śpi się bliżej ognia, co powinno mieć wpływ na oszczędność opału. Przy cieplejszych nocach czy też przy deszczu można wtedy pomyśleć np. o częściowo zamykanym dachu (nieco większe folie budowlane), co jest praktycznie niemożliwe przy szałasie kwadratowym. Takie tam luźne myśli szalonego naukowca :-)

Nocowaliśmy na posłaniach zrobionych z gałęzi żarnowca miotlastego oraz gałązek sosny. Jako izolację używaliśmy suchych badyli np. nawłoci i chyba (w moim przypadku) wrotycza pospolitego (do sprawdzenia). Pierwsza noc nie była komfortowa, ze względu na zbyt cienką warstwę izolującą (w moim przypadku). Doświadczenie uczy szybko. Na kolejną noc wprowadziłem opisaną izolację z suchych badyli i było dużo lepiej. Od dołu ułożyłem cienkie długie gałęzie zebrane z ziemi. Na to żarnowiec, dalej igliwie sosny, izolacja z badyli i na wierzch cienka warstwa sosny aby w trakcie snu nie kruszyć suchej izolacji. Posłanie uformowałem w rodzaj kanapy z lekko podniesionym brzegiem bliższym ścianie szałasu, wypełnionym suchymi badylami. Izolowało od dołu ale też częściowo z boku, no i można było się trochę oprzeć. Na kolejne noce zrobiłem sobie termofor z wody zagotowanej w plastikowej butelce. Butelkę gotowałem bezpośrednio na ogniu. Dzięki temu miałem też trochę ciepłej wody później do umycia rąk. Po włożeniu tej butelki pod bluzę w okolicy splotu znacząco podnosiło to komfort termiczny (nawet jak ogień przygasł), bo butelka trzymała ciepło nawet kilka godzin. Spaliśmy bez śpiworów, co było nowym doświadczeniem dla mnie. Nigdy wcześniej nie spałem w takich temperaturach jedynie w ubraniu. Miałem w sumie cztery bluzy, z których trzy były z względnie cienkiego polaru a jedna z podszewką. Spałem w dwóch, pozostałymi okrywając nogi i trochę traktując jak kołdrę. Nie wiem dlaczego, ale dawało to lepszy efekt niż założenie trzech bluz na siebie. Całą noc paliliśmy ognisko, starając się utrzymywać jak największy płomień i jak największą ilość żaru. Nie trzymaliśmy wart. Zasada (niepisana i nie zdefiniowana na początku) była taka, że kto się obudził (z zimna chyba najczęściej), ten poprawiał ognisko i do niego dokładał. Sprawdziło się to bardzo dobrze. Każdy miał zapas drewna koło siebie tak by dokładanie było proste, bez zbędnego biegania po szałasie w nocy. Na noc przez "drzwi" wsuwaliśmy dłuższe grubsze pnie, które dłużej się paliły. Raz znalazłem korzeń sosny. Dzięki dużych ilości żywicy palił się intensywnie kilka godzin. Wszystkim życzę więcej takich korzeni :-)

Pogoda zależy jak dla kogo. W czasie dnia dla mnie momentami za bardzo słoneczna (czytaj: za ciepło), co odbijało się czasami na mojej kondycji. Słońce powodowało u mnie większe potrzeby odpoczywania, czasami nawet po lekkim wysiłku. W nocy z pogodą różnie. Każda noc była bezchmurna i nie padało. Szkoda, bo miałem ochotę przetestować szałas przy deszczu. Z temperaturą różnie. Pierwszej nocy -5 stC. Podobnie drugiej. Kolejne trzy noce stopniowo coraz cieplejsze (myślę że tak do 5-6 stC). Ostatnia noc ponownie chłodniejsza, z bardziej przenikliwym chłodem, co mogło wynikać z większej wilgotności po deszczu w ciągu dnia. Tu sobie myślę że gdyby dołożyć drugą warstwę ścian szałasu + zimą śnieg, to powinno być w takim schronieniu znośnie nawet przy większych mrozach.

Jedzenie: Założeniem było pozyskiwanie jedzenia z otoczenia. Koncentrowaliśmy się jedynie na roślinach. Zbieraliśmy uszaki bzowe, pokrzywę, szczaw polny, przytulię, gwiazdnicę, dziki szczypior, krwawnik, czasami przetacznik. Z czasem udawało się znajdować dziką marchew, pasternak oraz młode odrosty chmielu. Jako przyprawy najczęściej używaliśmy bluszczyka kurdybanka (trochę jak kostka rosołowa), podagrycznika (smak selerowaty), czosnaczka oraz kulek jałowca, którego też trochę było na niektórych krzewach. Udało się też znaleźć całkiem spore korzenie chrzanu. Jeden raz wybraliśmy się też nad rzekę po korzenie pałki wodnej. Nakopaliśmy wiadro i miskę na resztę pobytu. Łykowate, ale o lekko słodkawym smaku. Mi w końcu zbrzydły :-) Z tych roślin przygotowywaliśmy zupy, a pałkę po uprażeniu na ogniu jedliśmy osobno. Mirek próbował też larw korników (podobno słodkie). Ja się nie odważyłem :-) Mieliśmy ochotę na żaby, ale wiadomo że nie wolno, bo żabki są pod ochroną, a my przecież jesteśmy grzecznymi obywatelami tego kraju, więc ani jedna żabka nie straciła życia :-D

Przez pierwsze trzy dni gotowaliśmy same rośliny. W czwartym dniu wprowadziliśmy sól, a w kolejnych dwóch odrobinę masła do smaku. Celem było sprawdzenie jak zmienia się smak zupy po wprowadzeniu tych dwóch dodatków. Zmiana jest bardzo duża. To doświadczenie jest dobrą sugestią jak planować prowiant na drogę. Być może wystarczy zabrać ze sobą jedynie sól oraz trochę tłuszczu (ja bym zabrał wędzoną słoninę) natomiast rośliny pozyskiwać z otoczenia. Można pomyśleć też o kaszy i/lub mące na podpłomyki.

Ja początkowo podszedłem do sprawy na zasadzie rozpoznania bojem :-). Wszystko co zebrałem wrzuciłem do menażki i ugotowałem. Efektem była niezbyt dobra zielona ciecz :-). Nauczony doświadczeniem, w kolejnych dniach zacząłem podchodzić do sprawy bardziej metodycznie. Kierując się wskazówkami Kasi komponowałem zupę w oparciu o smaki tych roślin. Efekt był dużo lepszy. Powstała zupa o smaku rosołu (prawie :-). Pokrzywa nadaje zupie lekkiego smaku wołowiny. Szczaw jest kwaśny. Warto zadbać o naturalne przyprawy zaostrzające smak. Ciekawe było to, że każdemu smakowało co innego.

Dieta ogólnie uboga w kalorie. Może tylko w moim przypadku, bo za dużo pałki nie byłem w stanie zjeść. Efektem był ... brak głodu, zwłaszcza pod koniec nie mogłem już patrzeć na jedzenie i ponad 5 kg mniej na wadze. Lepsze to niż wczasy odchudzające w Gołubiu, bo tam kuracjusze mieszkają co prawda w cywilizowanych warunkach, ale nasze warunki były dużo ciekawsze :-)

Picie: Wodę pozyskiwaliśmy z rzeki, po zbudowaniu z kamieni ujęcia dzięki któremu woda nie była mulista. O tej porze roku (nie było jeszcze liści na brzozie) udawało nam się pozyskiwać spore ilości wody brzozowej (lekko słodkawa), która była uzupełnieniem herbat lub jak kto woli naparów. Herbatę parzyliśmy z gałązek malin, gałązek czeremchy, igieł sosny, oraz kwiatów podbiału pospolitego. łodygi podbiału można też jeść na surowo. Nie są łykowate i mają lekko słodkawy smak. Trochę jak słodkawa fasolka. Przygotowywaliśmy też kawę z korzeni mniszka. Korzenie po oczyszczeniu kroiliśmy na kawałki, prażyliśmy na ogniu i kruszyliśmy. Po zalaniu powstaje napój taki jak kawa (moim zdaniem bardziej gorzka). Raz udało się nam znaleźć błyskoporek (narośl na brzozie) z której również można przygotować całkiem dobrą kawę. Źródłem wody mogą też być łodygi niecierpka. Te które znajdowałem o tej porze roku były drobne, ale jak dla mnie były całkiem smaczne i soczyste. Każdego dnia mieliśmy kładzione na sumienie jak ważne jest uzupełnianie płynów, pomimo tego że często nie chce się pić :-). Można się szybko odwodnić. Ja piłem z rozsądku, czasami zmuszając się do tego. Zasada to 2 litry płynu dziennie.

Zbudowaliśmy też filtr wody. Do plastikowej butelki z obciętym dnem zawieszonej na drzewie włożyliśmy trawę oraz piasek. Filtr trzeba wcześniej przepłukać aby nie było brudu z piasku. Filtr działa bardzo wolno, ale oczyszcza wodę z zanieczyszczeń "mechanicznych". Można też dołożyć węgla drzewnego z ogniska jako jedną z warstw, która usuwa zanieczyszczenia biologiczne. Po przefiltrowaniu wodę gotowaliśmy.

Warsztaty oraz zdobywanie potrzebnych przedmiotów: Niektóre przedmioty pozyskiwaliśmy ze śmietnisk w lesie: kratka do ognia, miska do noszenia i przechowywania kłączy pałki, stary nóż, ale nawet całkiem ładny kubek porcelanowy. Z drewna wykonywaliśmy łyżki, metodą strugania oraz wypalania. Ja sobie zrobiłem fajkę z drzewa bzu, ale nie był to chyba najlepszy pomysł. O ile obróbka tego drewna jest bardzo łatwa, to smak jest przesiąknięty świeżym drewnem. Z drewna jałowca zrobiłem sobie pojemnik na przyprawy. Drewno jałowca ma niesamowity zapach. Z gliny robiliśmy też łyżki a ja sobie zrobiłem cybuch do fajki. Nie udało nam się tego użyć, bo glina nie zdążyła wyschnąć na tyle by przejść do fazy jej wypalania. Wypalę w domu. Artur prowadził warsztaty z wytwarzania prostych narzędzi z krzemienia, szkła, ceramiki. Próbowaliśmy nawet ze starego klozetu (po śląsku klopa) :-) ale też warsztaty wikliniarskie (Artur zrobił świetny talerz z leszczyny oraz korzeni sosny). Pozyskiwaliśmy też drewno do łuku ogniowego (głównie lipowe oraz sosnowe) w celu pozyskania ognia i ogólnego treningu w tym zakresie.

Bardzo dużo wiedzy otrzymaliśmy od Kasi i Artura zarówno takiej związanej z zapewnieniem niezbędnego wyposażenia oraz dzikiej kuchni. Wiedza nieoceniona, bo przetestowana w warunkach bojowych. Testowaliśmy różne techniki łuku ogniowego. Największym problemem był docisk. Próbowaliśmy ze zgniecionymi puszkami, później znalezionym filtrem oleju oraz ostatecznie kamieniem z dziurką. Artur wywiercił w miękkim piaskowcu dziurę za pomocą świdra, dzięki czemu zyskałem docisk kamienny do testowania.

Ogólne wrażenie i luźne myśli: Pytanie czy bym zdecydował się ponownie na takie przedsięwzięcie. Myślę że różnica polegałaby na tym że zapisałbym się nie po trzech minutach a po jednej :-) No i mam pomysł by popróbować czegoś podobnego ale zimą lub późną jesienią. Taki dłuższy wyjazd sprzyja zatrzymaniu się, wejrzeniu w siebie, odreagowaniu od rzeczywistości i może to dziwnie zabrzmi, dzieli tą rzeczywistość na czas przed i czas po. Krótsze wyjazdy tego typu nie powodują u mnie takiego oddzielenia. Ten czas w lesie pozwolił zdystansować się do tego co w życiu jest trudne. Na pewne rzeczy patrzę po powrocie bardziej na zasadzie "wszystko jedno". Może więc ten wyjazd podziałał jako swego rodzaju terapia (?) Pamiętam jak dwa dni przed końcem zbieraliśmy kamienie na polu. Szukaliśmy kamienia z dziurką tak by mógł służyć jako docisk do świdra do łuku ogniowego. Szedłem przez to pole, wokoło cisza tylko lekki szum wiatru i w pewnym momencie poczułem jakbym był częścią tego świata, tego naszego "prymitywnego" w tamtym miejscu, a nie tego co przed i po. Trudno to opisać. Takie wyjazdy pokazują jak niewiele potrzebujemy, a jak wiele kupujemy rzeczy, które później zalegają w szafach.

Widocznie było to na tyle ciekawe że odwiedziła nas nawet dwukrotnie niemiecka telewizja :-) oraz towarzyszyła nam ekipa filmowa z Łodzi :-)

Kilka filmów:
Wywiad Artura dla niemieckiej telewizji
Pozyskiwanie soku brzozowego
Wykonywanie docisku z kamienia do Łuku ogniowego
Pozyskiwanie wody z wykonanego ujęcia
Niemiecka telewizja i rozpalanie ognia metodą łuku ogniowego :-)



DSC01347_20160401_085348.jpg DSC01347_20160401_085403.jpg DSC01348.jpg
DSC01351.jpg DSC01353.jpg DSC01355.jpg
DSC01358.jpg DSC01359.jpg DSC01369.jpg
DSC01375.jpg DSC01376.jpg DSC01377.jpg
DSC01379.jpg DSC01380.jpg DSC01381.jpg
DSC01383.jpg DSC01384.jpg DSC01386.jpg
DSC01387.jpg DSC01388.jpg DSC01390.jpg
DSC01391.jpg DSC01392.jpg DSC01392_20160401_203648.jpg
DSC01392_20160401_210823.jpg DSC01392_20160401_210908.jpg DSC01392_20160401_212234.jpg
DSC01394.jpg DSC01398.jpg DSC01400.jpg
DSC01401.jpg DSC01403.jpg DSC01405.jpg
DSC01407.jpg DSC01408.jpg DSC01409.jpg
DSC01410.jpg DSC01411.jpg DSC01413.jpg
DSC01414.jpg DSC01416.jpg DSC01418.jpg
DSC01419.jpg DSC01420.jpg DSC01421.jpg
DSC01422.jpg DSC01424.jpg DSC01426.jpg
DSC01427.jpg DSC01428.jpg DSC01429.jpg
DSC01430.jpg DSC01431.jpg DSC01433.jpg
DSC01435.jpg DSC01436.jpg DSC01437.jpg
DSC01439.jpg DSC01440.jpg DSC01440_20160402_130152.jpg
DSC01442.jpg DSC01442_20160402_220541.jpg DSC01442_20160402_220755.jpg
DSC01447.jpg DSC01453.jpg DSC01455.jpg
DSC01456.jpg DSC01466.jpg DSC01466_20160403_080638.jpg
DSC01466_20160403_101138.jpg DSC01466_20160403_104012.jpg DSC01468.jpg
DSC01470.jpg DSC01474.jpg DSC01475.jpg
DSC01476.jpg DSC01477.jpg DSC01478.jpg
DSC01479.jpg DSC01481.jpg DSC01482.jpg
DSC01484.jpg DSC01488.jpg DSC01489.jpg
DSC01491.jpg DSC01492.jpg DSC01495.jpg
DSC01498.jpg DSC01502.jpg DSC01503.jpg
DSC01504.jpg DSC01505.jpg DSC01507.jpg
DSC01508.jpg DSC01509.jpg DSC01511.jpg
DSC01512.jpg DSC01512_20160403_163548.jpg DSC01512_20160403_164410.jpg
DSC01512_20160403_170300.jpg DSC01512_20160403_182050.jpg DSC01519_20160404_010602.jpg
DSC01519_20160404_011151.jpg DSC01519_20160404_011203.jpg DSC01523.jpg
DSC01526.jpg DSC01528.jpg DSC01529.jpg
DSC01530.jpg DSC01532.jpg DSC01533.jpg
DSC01534.jpg DSC01536.jpg DSC01537.jpg
DSC01538.jpg DSC01541.jpg DSC01544.jpg
DSC01545.jpg DSC01546.jpg DSC01548.jpg
DSC01550.jpg DSC01551.jpg DSC01552.jpg
DSC01562.jpg DSC01563.jpg DSC01563_20160404_144037.jpg
DSC01563_20160404_162122.jpg DSC01563_20160404_191632.jpg DSC01564.jpg
DSC01564_20160405_095932.jpg DSC01564_20160405_095947.jpg DSC01564_20160405_100121.jpg
DSC01564_20160405_102306.jpg DSC01564_20160405_104421.jpg DSC01564_20160405_105951.jpg
DSC01564_20160405_113025.jpg DSC01564_20160405_113127.jpg DSC01564_20160405_120030.jpg
DSC01564_20160405_121643.jpg DSC01564_20160405_121702.jpg DSC01564_20160405_125559.jpg
DSC01564_20160405_132327.jpg DSC01564_20160405_134436.jpg DSC01564_20160405_151157.jpg
DSC01564_20160405_151445.jpg DSC01564_20160405_155454.jpg DSC01564_20160405_161931.jpg
DSC01564_20160405_172449.jpg DSC01564_20160405_202813.jpg DSC01564_20160406_045703.jpg
DSC01564_20160406_082005.jpg DSC01565.jpg DSC01566.jpg
DSC01567.jpg DSC01568.jpg DSC01570.jpg
DSC01571.jpg DSC01574.jpg DSC01577.jpg
DSC01579.jpg DSC01579_20160406_152245.jpg DSC01579_20160406_152345.jpg
DSC01579_20160406_152711.jpg DSC01579_20160406_155130.jpg DSC01579_20160406_155253.jpg
DSC01579_20160406_155337.jpg DSC01579_20160406_162413.jpg DSC01579_20160406_164855.jpg
DSC01579_20160406_165110.jpg DSC01579_20160406_165706.jpg DSC01579_20160406_171022.jpg
DSC01579_20160406_173309.jpg DSC01579_20160407_020316.jpg DSC01579_20160407_083711.jpg
DSC01579_20160407_093217.jpg DSC01579_20160407_093225.jpg DSC01579_20160407_120435.jpg
DSC01579_20160407_120727.jpg DSC01579_20160407_121745.jpg DSC01579_20160407_121752.jpg
DSC01579_20160407_122659.jpg DSC01579_20160407_122705.jpg DSC01579_20160407_123356.jpg
DSC01579_20160407_123407.jpg DSC01579_20160407_124056.jpg DSC01581.jpg
DSC01583.jpg DSC01586.jpg DSC01588.jpg
DSC01589.jpg DSC01590.jpg DSC01591.jpg
DSC01592.jpg DSC01593.jpg DSC01594.jpg
DSC01597.jpg DSC01598.jpg DSC01599.jpg
DSC01600.jpg DSC01603.jpg DSC01605.jpg
DSC01606.jpg DSC01608.jpg DSC01609.jpg
DSC01611.jpg DSC01612.jpg DSC01612_20160407_151719.jpg


Zdjęcia Kasi i Artura



DSC08605.jpg DSC08614.jpg DSC08617.jpg
DSC08618.jpg DSC08671.jpg DSC08679.jpg
DSC08683.jpg DSC08703.jpg DSC08710.jpg
DSC08721.jpg DSC08739.jpg DSC08745.jpg
DSC08749.jpg DSC08760.jpg DSC08763.jpg
DSC08767.jpg DSC08772.jpg DSC08779.jpg
DSC08780.jpg DSC08788.jpg DSC08796.jpg
DSC08816.jpg DSC08822.jpg DSC08829.jpg
DSC08833.jpg DSC08848.jpg DSC08873.jpg
DSC08874.jpg DSC08876.jpg DSC08877.jpg
DSC08885.jpg DSC08912.jpg DSC08915.jpg
DSC08916.jpg DSC08918.jpg DSC08919.jpg
DSC08920.jpg DSC08921.jpg DSC08949.jpg
DSC08959.jpg DSC08980.jpg DSC09002.jpg
DSC09004.jpg DSC09036.jpg DSC09038.jpg
DSC09040.jpg DSC09057.jpg DSC09069.jpg
DSC09071.jpg DSC09072.jpg DSC09073.jpg
DSC09079.jpg DSC09082.jpg DSC09086.jpg
DSC09148.jpg DSC09152.jpg DSC09153.jpg
DSC09155.jpg DSC09157.jpg DSC09160.jpg
DSC09163.jpg DSC09173.jpg DSC09185.jpg
DSC09192.jpg DSC09224.jpg DSC09231.jpg
DSC09238.jpg DSC09307.jpg DSC09344.jpg
DSC09351.jpg DSC09352.jpg DSC09355.jpg
DSC09356.jpg DSC09373.jpg DSC09374.jpg
DSC09375.jpg DSC09377.jpg DSC09424.jpg
DSC09436.jpg DSC09437.jpg DSC09438.jpg
DSC09455.jpg DSC09456.jpg DSC09458.jpg
DSC09459.jpg DSC09460.jpg DSC09462.jpg
DSC09463.jpg DSC09466.jpg DSC09479.jpg
DSC09499.jpg DSC09501.jpg DSC09502.jpg
DSC09505.jpg DSC09507.jpg DSC09510.jpg
DSC09527.jpg DSC09530.jpg DSC09536.jpg
DSC09571.jpg DSC09592.jpg DSC09593.jpg
DSC09594.jpg DSC09611.jpg DSC09614.jpg
DSC09617.jpg DSC09654.jpg DSC09661.jpg
DSC09664.jpg DSC09674.jpg DSC09676.jpg
DSC09677.jpg DSC09680.jpg DSC09713.jpg
DSC09731.jpg DSC09734.jpg DSC09737.jpg
DSC09741.jpg DSC09742.jpg