Miejsce: Skorzęcin, ośrodek Złota Plaża (lokalizacja zaznaczona na mapie). Przyroda bardzo ładna, jezioro na tyle czyste, że dno widać na głębokości półtora metrów. Sporo dzikiego ptactwa. Niestety człowiek w takich miejscach zachowuje się często jak chwast, albo jak to lubiłem mówić, grzyb na ścianie. Swoją obecnością, pełną hałasu jest często intruzem w miejscach takich jak to. Butelki, śmieci po krzakach, psie odchody na plaży były na porządku dziennym. Teraz było jeszcze przed sezonem, co przy pochmurnej i nieco deszczowej pogodzie skutecznie wyeliminowało towarzystwo w stylu "umcy umcy umcy", ale latem aż strach pomyśleć jak to miejsce wygląda.
Zdjęcia poniżej pokazują czym zajmowaliśmy się przez trzy dni, które upłynęły nam bardzo szybko. Były gry boiskowe, kąpiel w jeziorze, małe zawody strzeleckie, gonitwy na placu zabaw i inne atrakcje (kulinarne i nie tylko). Na mapie zaznaczona jest trasa (około 7.5 km) jaką przeszliśmy we wtorek. Po drodze nazbieraliśmy opału na ognisko na podpłomyki. Założyliśmy sobie, że ognisko rozpalamy tylko z tego co znajdziemy w lesie, co biorąc pod uwagę to, że przedtem padało, było trochę wyzwaniem. Na rozpałkę poszła kora brzozy, igły sosny i wióry z uschniętych gałęzi. Miejsca na ognisko koło domków nie było, więc musieliśmy zadowolić się małym ogniskiem w grillu. Ogień próbowaliśmy najpierw rozpalić metodą łuku ogniowego , ale coś poszło nie tak i ostatecznie pozostała nam zapałka :-)
Wyjazd został bardzo fajnie zorganizowany przez wychowawcę klasy Marysię Palczewską, która zadbała o wszystkie szczegóły. Jak dla mnie to pełen profesjonalizm. Sam sporo się nauczyłem :-) Miło było obserwować np. takie szczegóły jak bardzo łagodnie a zarazem skutecznie zaprowadzana dyscyplina w grupie, której ujarzmianie przypominało czasami próby przybicia galaretki do gałęzi drzewa :-). Bardzo rozsądnie zostały policzone koszty. Może nie powinno się o czymś takim wspominać, ale nic na to nie poradzę, że jestem Poznaniakiem i zwracam uwagę na takie rzeczy :-)
Tutaj muszę powiedzieć, że dzieciaki bardzo dużo pomogły. Przyniosły sporo drewna (starczyło do godziny nie powiem której nad ranem, jasno już było :-). Janek z Kacprem, Basią i Natalią porąbali gałęzie niemal na wióry za pomocą jedynie noży wojskowych. Basia zagniotła ciasto na podpłomyki. Tutaj szczególne wyrazy uznania dla Oli, która kilka godzin pomagała mi przy pieczeniu podpłomyków. Ogólnie bardzo dzielna dziewczyna, widać że harcerska krew.
Wracając jeszcze na krótko do przyrody, podczas naszej pieszej wędrówki w jednym miejscu słychać było żurawia. Później gdy robiło się jasno nad ranem na kąpielisko koło naszych domków przyleciał ptak, którego ciężko mi rozpoznać na podstawie zdjęć (zdjęcia DSC08144, DSC08145, DSC08146). Sylwetkę ma żurawia, choć kolor upierzenia pasuje bardziej do czapli. Może ktoś potrafi rozpoznać na tych zdjęciach, co to za ptak?
Kilka myśli i obserwacji. Wycieczki klasowe są bardzo potrzebne, ponieważ dają dzieciom szczególną okazję do pobycia ze sobą, na co w szkole jest czasami za mało czasu. Mieszkanie ze sobą w jednym pokoju, konieczność pomagania sobie w codziennych zajęciach, wzajemne znoszenie swoich wad, konieczność liczenia się ze słabościami innych jest pozytywnym wymiarem takich wycieczek. Myślę, że podczas takich wyjazdów warto dzieciakom dać dużo czasu na wspólne zabawy i integrację. Czas nie musi być wypełniony jedynie zwiedzaniem. Dzieci niekoniecznie interesuje to, co zachwyca nas dorosłch. Przykładowo, zadziwiające było to z jaką pasją chłopacy poszukiwali w wodzie martwych raków, aby im później zorganizować wspólny pochówek :-)
Co do samych dzieci, to ponieważ sam mam dzieci to zwracam uwagę na pewne szczegóły. Ponieważ nasze dzieci są w szkole chrześcijańskiej, więc zakładam, że nam jako rodzicom zależy na ich chrześcijańskim wychowaniu. Za 15-20 lat nasze dzieci będą następnym pokoleniem dorosłych ludzi i to od nas zależy jakie to pokolenie (w sensie chrześcijańskim) będzie. Świat oferuje mnóstwo atrakcji, które jeśli czegoś z tym nie zrobimy to odbiorą nam nasze dzieci i odwrócą od drogi jaką chcielibyśmy aby podążały.
Jedną z ważnych spraw jest podejście do pieniądza, które częściowo pokazuje co dla człowieka jest istotne w życiu. Właściciele automatów z bzdurami zarobili sporo przez te kilka dni. Dzieciaki biegały od automatu do automatu z obłędem w oku tracąc ostatnie pieniądze. Wielu rodziców stosunkowo dobrze zarabia i może dzieciom pozwolić na wiele. Myślę, że do wszystkiego co dzisiaj ci rodzice posiadają musieli dojść własną ciężką pracą, wkładając w to wiele poświęcenia i czasu. Jeśli nasze dzieci nie dostaną w kość od życia, a od nas na początku swojego życia nie nauczą się szanować pieniądza, choćby to była tylko jedna złotówka, to kiedyś w głupi sposób zniweczą wszystkie wysiłki jakie dzisiaj ponosimy w sferze ekonomicznej.
Z tym wiąże się kwestia słodyczy. To co dzieci nie wydały w automatach to wydały na słodycze. Przypuszczam, że gdyby większości z nich dać wolną rękę i worek pieniędzy, to cała wycieczka klasowa mogłaby się odbyć na przestrzeni 100 m2 w obrębie których znajdowały sie automaty i sklepy ze słodyczami. Były przypadki gdy po wydawniu wszystkich pieniędzy na słodycze i inne rzeczy dzieci pożyczały pieniądze na kolejne słodycze. To wygląda jak nałóg i głód taki sam jak nikotynowy czy alkoholowy. Warto na to zwrócić uwagę i nie dawać dzieciakom do jedzenia wszystkiego na co mają ochotę w niekontrolowanych ilościach. To że zepsują im sie zęby to najmniejszy problem tutaj. Dużo większym problemem jest brak samokontroli, co akurat stoi w sprzeczności z chrześcijańskim kształtowaniem charakteru.
Myślę jednak, że największym niszczycielem naszych dzieci jest to co wchodzi do nich poprzez szeroko rozumianą TV i gry. Dzisiejsze bajki i filmy drastycznie i negatywnie odbiegają od bajek jakie pamiętamy z naszego dzieciństwa. Owszem graficznie ze względu na postęp technologiczny wyprzedzają tamte o dziesiątki lat, ale obecnie bardzo często są to puste spektakle, które nie niosą w sobie żadnej treści. W odróżnieniu od bajek naszego dzieciństwa, kończących się morałem o którym możnaby dzisiaj powiedzieć że jest chrześcijański, dzisiaj mamy głupkowate dialogi, bekanie i inne odgłosy, postacie "bohaterów" zachowujących się tak jakby nie działały na nie prawa fizyki czy biologii, wrzask, sceneria zmieniająca się kilka razy na sekundę. Przykładowo normalny człowiek wielokrotnie by nie żył po upadkach, jakie zaliczają współcześni bajkowi "bohaterowie". Trudno od naszych dzieci w tym wieku oczekiwać pełnej samokontroli. Nie są jeszcze w stanie w mądry sposób oceniać to co warto, a czego nie warto oglądać. My jako rodzice powinniśmy w sposób szczególny chronić nasze dzieci przed tym dziadostwem, które przejmuje kontrolę nad ich umysłami. Podczas wycieczki miałem wiele razy okazję obserwować dzieci, które rozmawiały między sobą używając zwrotów zaczerpniętych z tych bezwartościowych bajek, oraz bezwiednie naśladujących ruchy wspomnianych "bohaterów".
Jeszcze kilka myśli dotyczących spraw nazwijmy to organizacyjnych. Starajmy się nie trzymać naszych dzieci pod kloszem, wyręczając je w prostych może nawet czynnościach. Z tego co zaobserwowałem, spora część dzieci ma np. problemy z pakowaniem się, nie zawsze dba o własne rzeczy, zabrało sporo rzeczy zbędnych, rozczula się nad sobą i jest ogólnie mówiąc rozlazła. Problemem (tutaj uwaga głównie do chłopaków, nie wszystkich) bywało też lenistwo i próba migania się od wspólnych koniecznych prac. Proste czynności pomimo zwracania uwagi zajmują im czasami dużo więcej czasu niż powinny. To jest ogólna tendencja jaką obserwuję dzisiaj w świecie. Dzieci często nie mają dzisiaj zbyt wiele zmartwień i stresów. Wszystko mają podstawione pod nos, o wszystko zadbają rodzice. W konsekwencji wiele dzieci życiowo przypomina ciepłe pączki z kremem budyniowym w środku, swego rodzaju czekoladowych żołnierzy, podczas gdy szczególnie nasi synowie powinni być jakby ze stali. Problem ten dotyczy niestety również wielu chrześcijan. Na nas ojcach spoczywa duża odpowiedzialność aby synów wychować na mężczyzn, którzy nie będą rozczulać się nad sobą i będą w stanie stawić czoło życiu. Mamy przynajmniej nie powinny w tym procesie przeszkadzać :-) Niestety z tego co widzę u wielu moich znajomych, w tym chrześcijan, kobiety traktują synów jakby ci byli z cukru, skutecznie przeszkadzając ojcom w ich właściwym wychowaniu. Z tego co zaobserwowałem podczas wycieczki chłopacy (i nie tylko) rwą się do zabaw nazwijmy to męskich i próbują być twardzi :-)
Pisząc tych kilka uwag powyżej nie chodziło mi o krytykanctwo. Wiem, że spora część z tych myśli/uwag dotyczy również moich dzieci i wiem jak trudno walczyć o właściwe postawy u nich we współczesnym świecie, który oferuje mnóstwo świecidełek. Staram się słuchać krytycznych uwag na temat moich dzieci i zawsze jestem za nie wdzięczny, bo sami często nie zauważamy wszystkich problemów. Czasami spojrzenie z boku pomaga.
Pomimo tych kilku uwag, ogólnie mówiąc dzieciaki były bardzo fajne. Miło było obserwować jak się ze sobą integrują. Myślę że w porównaniu z tym co widać w innych szkołach ich postawa była generalnie pozytywna.