Na miejsce przybyłem około 19.45, prawie półtorej godziny przed resztą ekipy. Miałem więc okazję posiedzieć w ciszy i patrzeć jak w tej spokojnej scenerii zapada zmrok. Kiedy siedziałem bez ruchu kontemplując ciszę, próbowały mnie podgryzać komary (dlatego nie lubię wypraw latem). Na szczęście jednak mocno się ochłodziło, co zniechęciło je do poważniejszych ataków. Wcześniej zebrałem trochę drewna po okolicy i rozpaliłem małe ognisko. Reszta ekipy przybyła na miejsce około godziny 21.10. Później było żarcie i długie Polaków rozmowy. Tak się złożyło że wszyscy jesteśmy w taki czy inny sposób związani z Unią Polityki Realnej. Nie mogło więc zabraknąć biało-niebiesko-czarnej UPR-owej flagi :-)
Spać poszliśmy około godziny 2 nad ranem. Chudy i Przemo spali w namiotowym pałacu jaki Chudy przytaszczył ze sobą :-) Mi by się nie chciało czegoś takiego targać ze sobą, ale w końcu mamy w Polsce domokrację więc każdy robi to co lubi (w takim namiocie to ja bym się w dziesięć osób wyspał) :-). Niebo było bezchmurne, więc w nocy mocno się ochłodziło. Temperatura nad ranem musiała spaść mocno poniżej zera, bo rano był szron. Szron leżał jeszcze długo po tym jak wyszło słońce (jeszcze około 9 rano w zacienionych miejscach widziałem jego resztki). Około 10 poszliśmy się wykąpać w jeziorze. Fajne uczucie, pomimo tego że woda miała pewnie poniżej 10C.
Około godziny 11 wyruszliśmy w drogę powrotną w kierunku Brokęcina (13 km). Po drodze zahaczyliśmy o Czersk, a raczej o to co z niego pozostało (ruiny oraz stary rozkopany cmentarz). W Brokęcinie byliśmy około godziny 14.50 na 50 minut przed odjazdem pociągu. Był więc czas na mały odpoczynek na słońcu. Podróż nie obyła się niestety bez przygód. Pociąg się zepsuł po drodze, więc mieliśmy opóźnienie około godziny. Co ciekawe kiedy dzień wcześniej jechałem do Lotynia to pociąg też się zepsuł. Albo mam takiego pecha, albo taki mamy tabor.
Przyroda piękna. Sporo zwierzyny (sarny, zające, lisy, ptaki różnego rodzaju). Niesamowity teren z mocno urozmaiconym drzewostanem. Myślę, że mało jest takich lasów w Polsce. Wiosna wiosną, ale zabrałem ze sobą ekwipunek niewiele różniący się od tego co zabieram zimą, tym bardziej że zapowiadali mróz. Okazało się że prawie wszystko się przydało. W nocy nie zmarzłem. Z Łukaszem spaliśmy przy ognisku pod chmurką. Łukasz się budził i dokładał do ognia. Mi by się nie chciało :-)