Chciałbym w tym miejscu bardzo mocno podziękować organizatorom Rajdu. Aby podczas tych kilku dni wszystko było dopięte na ostatni guzik, sztab Rajdu pracuje już niemal rok wcześniej. Wymaga to ogromnej pracy i poświęcenia wolnego czasu. Nie każdemu się dzisiaj chce robić coś dla innych. Atmosfera podczas Rajdu jest wspaniała. Moje dzieci są bardzo zadowolone i koniecznie za rok chcą jechać jeszcze raz. Chcą oczywiście namawiać swoich kolegów i koleżanki do udziału. Emilka tylko się martwi, że za rok może nie będzie najmłodszą uczestniczką :-D Organizatorzy zadbali też o pełne wyżywienie podczas rajdu.
Podczas końcowego ogniska dowódca każdego patrolu był pytany co mu się podobało, a co mu się nie podobało podczas rajdu. Jedynym mankamentem według mnie była (w naszym przypadku) długość trasy. Przez niecałe trzy doby przeszliśmy razem około 65 km z dość ciężkimi plecakami. Podczas zgłaszenia patrolu wybrałem opcję 10 km dziennie. Ostatecznie daliśmy radę i sama odległość nie była nawet problemem, ale nieświadomość tego (trasa ujawniana była stopniowo wraz z kolejnymi rozkazami). Nieco inaczej zaplanowałbym ekwipunek (przyłożyłbym się nieco bardziej do minimalizacji sprzętu). Idąc z dziećmi typowo więcej biorę na siebie aby dzieci nie musiały tyle nosić. Tym razem ze względu na spory zapas wody na nas wszystkich mój plecak ważył często ponad 20 kg. Pod koniec trzeciego dnia musiałem stopy moczyć godzinę w jeziorze aby móc dalej chodzić.
Kilka aspektów praktycznych: Nocowaliśmy tylko w namiocie. Moim zwyczajem jest pełna niezależność pod tym względem i dlatego nie zakładałem noclegów w szkołach czy u ludzi. Z namiotem można się dobrze ukryć przed UB :-) Pierwszej nocy akurat specjalnie się nie ukrywaliśmy ze względu na przemoczenie butów dzieciaków i niestety dwa razy odwiedziło nas UB. Raz na dobranoc a drugi raz strzelając na dzień dobry w tym samym miejscu :-) Za rok będziemy sprytniejsi.
Aby zminimalizować wagę namiotu zabrałem jedynie pierwszą warstwę naszej "czwórki" (siatkę) + składany stelaż + plandekę budowlaną o wymiarach 3x4 m (był to pomysł mojej córki Asi). Razem ważyło to myślę nie więcej niż 3.5 kg, a zmieściliśmy się tam w sześć osób z całym dobytkiem. Plecaki używaliśmy jako poduszki, więc nie zajmowały dodatkowo miejsca. Plandekę przywiązywaliśmy sznurkiem do drzew. Było to na tyle skuteczne rozwiązanie, że wiatr (pierwszej nocy mocno wiało) tego nie zerwał i nie przemokliśmy ani razu. Myślę, że na upartego w osiem osób byśmy się tam zmieścili :-) Czasami łyżek używaliśmy w roli śledzi jak nie było drzewa w pobliżu do przywiązania plandeki. Plandeka jest bardzo przydatna również podczas marszu, gdy wystąpią nieco dłuższe opady. Można ją szybko rozwiesić między drzewami i cały patrol jest w stanie się pod nią schować i wygodnie siedzieć. Nam się przydała w ten sposób podczas oczekiwania na napad na UB, kiedy przez kilka godzin mocno lało (zdjęcia poniżej). Można jeszcze deszczówkę zebrać i uzupełnić nieco zapas wody.
Kwestia butów. Mieliśmy po jednej parze butów górskich na nogach i to nas trochę zgubiło. Padało dość często, co samo w sobie nie było problemem bo mieliśmy peleryny od deszczu. Problemem było późniejsze chodzenie po deszczu w mokrej trawie. Rano trawa też często była mokra, a ze względu na bardzo gorliwe i liczne UB trzeba było unikać lepszych ścieżek. Myślę, że za rok trzeba będzie zabrać zwykłe plastikowe "krokodylki" na takie okazje. Waży to mało, a w dużej mierze powinno rozwiązać problem (kilka km dziennie da się w tym przejść).
Trasa: Trasa z rozpiską na poszczególne dni pokazana jest na mapie poniżej (plik ok 4 MB, więc może się długo wczytywać). Podczas rajdu (odcinki zaznaczone na czerwono) przeszliśmy, wliczając błądzenie, ponad 65 km. Błądzenie wynikało z błędów w mapie, na której w niektórych miejscach zaznaczono ścieżki nie istniejące w terenie. Po rajdzie zostałem jeszcze z dziećmi na Kaszubach kilka dni. W tym czasie z niektórymi dziećmi przeszliśmy jeszcze dodatkowo 30 km (odcinki zaznaczone na pomarańczowo), ale bez plecaków. Więcej szczegółów dotyczących trasy poniżej. Trasa była podzielona na odcinki określone w kolejnych rozkazach. Treści rozkazów znajdują się w galerii poniżej dla orientacji. Rozkazy zawierają też sporo informacji historycznych, dlatego warto je przeczytać.
Trasa: Leśna huta -- leśniczówka Bartel Mały -- leśniczówka Drzewiny (13 km). Leśniczy w Bartelu sporo nam opowiedział z historii okresu, którego dotyczył rajd. W leśniczówce tej ukrywał się Major "Łupaszka". Leśniczy wskazał nam kilka miejsc wartych odwiedzenia w dalszej drodze. Namiot rozbiliśmy przy leśniczówce Drzewiny. Ze względu na zmęczenie i przemoczenie butów najmłodszych dzieci nie ukryliśmy się zbytnio i jak pisałem dwa razy mieliśmy wizytę UB. Rano planowałem zebrać się wcześniej, ale ze względu na deszcz czekaliśmy do 8 rano.
Na kilku zdjęciach poniżej jest pan Józef Bandzo ps. "Jastrząb", jeden z ostatnich żyjących jeszcze żołnierzy Majora "Łupaszki". Na końcu rajdu w Garczynie wszystkim uczestnikom wręczał Ryngraf 5 Wileńskiej Brygady AK.
Dalsza trasa wiodła nieoznaczonymi na mapie ścieżkami przez rezerwat Małowęże. Piękne jeziorka w środku lasu zatrzymały nas tam na ponad godzinę. Emilka i Michał zbierali jagody w tym czasie. Idąc dalej, po drodze odwiedziliśmy leśniczówkę Zarośle, a następnie pod wieczór dotarliśmy do stacji kolejowej w Dziemianach. Trasa tego dnia miała ponad 20 km długości.
Początkowo planowaliśmy rozbić namiot w lesie w pobliżu stacji kolejowej. Nawet zrobiłem rekonesans po okolicy i znalazłem fajną miejscówkę. Najpierw jednak poszliśmy nad jezioro aby nieco odmoczyć nogi. Niemal do samego brzegu jeziora schodziły ogrody. Gospodarz jednego domu z takim ogrodem zaproponował dzieciom gofry, a następnie rozbicie namiotów u siebie w ogrodzie. Bardzo miły gest, za który jesteśmy bardzo wdzięczni. Najedliśmy się też czereśni z jego ogrodu, a rano dzieci dostały jeszcze kakao.
Po drodze przed miejscowościa Łubiana naszym zadaniem było przeprowadzenie ataku na patrol UB i zdobycie tajnych dokumentów. Dokonaliśmy tego współdziałając z innym patrolem. Na miejsce ataku dotarliśmy prawie dwie godziny przed planowaną godziną ataku. Ponieważ mocno lało to zrobiliśmy prowizoryczne zadaszenie z plandeki w miejscu w lesie nie widocznym z drogi.
Na metę rajdu w Garczynie dotarliśmy przed godziną 14. Tam czekało nas strzelanie z KBKS na ocenę oraz krótki egzamin ze znajomości historii patrona naszego patrolu "Orlika" oraz Majora "Łupaszki". Wieczorem wszyscy uczestnicy spotkali się na ognisku kończącym rajd. Na zakończenie otrzymaliśmy książki oraz z racji pierwszego udziału w tej imprezie plecaki wojskowe, za co bardzo dziękujemy organizatorom. Kiełbaski pieczone nad ogniskiem pogodziły funkcjonariuszy UB oraz partyzantów. Szkoda, że prawdziwa historia była dużo bardziej ponura i tragiczna.
Tego dnia przenocowaliśmy na mecie rajdu w Garczynie.