Na jednym ze zdjeć jest punkt o nazwie "mile 0", w którym rozpoczyna się trasa transkanadyjska Nr 1, która kończy się nad Atlantykiem i ma długość około 7400 km. Kolejnym promem przeprawiliśmy się do Vancouver gdzie w Stanley Park mieliśmy okazję zwiedzić piękne morskie ZOO. Wracając do Edmonton jechaliśmy przez Jezioro Okanagan, w którym ponoć mieszka, albo mieszkal straszny potwór Ogopogo. Na zdjeciu go widać, z naszymi dzieciakami na grzbiecie w parku w Kelownie. Oczywiście każdy dzieciak za punkt honoru uznał by mieć zdjęcie na jego głowie. Na jednym polu namiotowym nad jeziorem ku zgrozie damskiej części wycieczki dowiedzieliśmy się rano, że mogą tam być grzechotniki i że trzeba uważać gdzie się kładzie ręce. Oczywiście jak to jest w kanadyjskim stylu wszystko musi brzmieć zachęcająco, więc po tym ostrzeżeniu jest zachęta do radosnego przebywania na polu. Co mnie na początku mocno zdziwiło to to, że linie kolejowe w Kanadzie są tylko spalinowe. Pociągi mają ponad 100 wagonow, często są to kontenery układane jeden na drugim (zwróćcie uwagę na chińskie napisy na kontenerach). Niezły widok jak taki pociąg przetacza się przez góry. Wracaliśmy następnie przez piękny Glacier National Park, dalej przez Banff, Calgary i do Edmonton.
W ciągu dwóch tygodni zrobiliśmy w sumie 4000 km naszym 13-letnim vanem wypakowanym po brzegi wszystkim co potrzebne do życia. Cud że się nie zepsuł. Spaliśmy na polach kempingowych, które co trzeba oddać, są świetnie w Kanadzie zorganizowane. Często jest ciepła woda z prysznicami, co ma szczególne znaczenie dla damskiej części, bo facetom typowo wystarczy rzeka, jeziorko albo ocean :-). Nikt nie liczy ludzi. Za pole (z własnym paleniskiem i ławką) o rozmiarze takim, że mieści się duży trak z przyczepą płaci się średnio 17-18$ za wszystkich. To może tyle opowieści o naszych 14-dniowych wakacjach. Chyba nieco schudłem, bo trzeba było codziennie pompować dwa materace. Jeden to 150 dmuchnieć pompą. Na końcu brałem już taki materac na raz. Doszliśmy do ogromnej wprawy w rozkładaniu i zwijaniu obozowiska, ale niestety wakacje się skończyły i czas wracać do roboty, a dzieci do szkoły, bo czas ucieka.