Trasę (MAPA) wybraliśmy w miarę łatwą ze względu na dzieciaki. Na szczęście nie zaliczyliśmy żadnej wywrotki. Płynęliśmy trzema kajakami. Dwie najstarsze córki płynęły same. Pomimo pierwszego razu w kajaku bardzo dobrze dawały sobie radę. Ja płynąłem z najmłodszą córką, a kolega z moim synem.
Wystartowaliśmy w niedzielę 12.08 około 16 z plaży na końcu jeziora Komorze niedaleko miejscowości Sikory (okolica Czaplinka w Zachodniopomorskim) (punkt A). Pierwszą miejscówkę noclegową mieliśmy w punkcie (C). Wcześniej ponad dwie godziny posiedzieliśmy sobie z ogniskiem na wyspie (B), na której jest piękna miejscówka na nocleg. Ładna mała polanka otoczona zwalonymi drzewami, praktycznie niewidoczna z wody (ogniska też nie widać). Ja optowałem aby tam zostać na noc, ale reszta towarzystwa mnie przegłosowała, więc popłynęliśmy na brzeg.
Na drugi dzień zboczyliśmy nieco z zaznaczonego na mapie szlaku kajakowego i popłynęliśmy na jezioro Lubicko Wielkie gdzie w punkcie (D) mieliśmy drugą miejscówkę. Fajne miejsce, choć rano o 5.30 przyjęchali wędkarze. Według mnie lepsze i bardziej dzikie miejsce byłoby na Łubickiej wyspie (wieczorem po rozbiciu namiotów wybraliśmy się tam z Emilką aby nieco pobuszować po wyspie). Są tylko dwa miejsca gdzie można dobić do brzegu (E). Wyspa spora z małym wzniesieniem w centrum.
Trzecią noc spędziliśmy na polu biwakowym (F). Między innymi ze względu na cenę można to pole polecić na wakacje z dziećmi (dzieci nie płacą, więc wychodzi dość tanio). Są też ubikacje, pompa z wodą, sklepik itp. Trzeba jednak wziąć poprawkę, że w lipcu bywa tam gęsto i hałaśliwie (tak mi mówli stali bywalcy tych okolic), choć pole jest dość długie i wąskie, więc można znaleźć w miarę spokojne miejsca. Pierwotnie planowaliśmy płynąć dalej przez jezioro Pile i nocować znowu gdzieś na dziko, ale była spora fala, więc ze względu na dzieci nie ryzykowaliśmy. Wieczorem jedynie wybrałem się samotnie kajakiem na jedną z dwóch wysp na jeziorze Pile (G). Znowu według mnie piękna miejscówka noclegowa by tam była. Bardzo ładna polanka z widokiem na jezioro w kilku kierunkach. Sporo drewna na wyspie na ewentualne ognisko.
Rano czwartego dnia pogoda była pochmurna, wiał wiatr, więc zmieniliśmy plany i zamiast do Bornego Sulinowa popłynęliśmy Piławą w dół. Piława jest ciekawą rzeką. Po drodze mieliśmy przenoskę przez jaz (chyba poniemiecki jeszcze). Za nim rzeka zrobiła się bardziej dzika a zarazem malownicza. Ryby było widać jak w akwarium. Woda bardzo czysta. Imprezę zakończyliśmy w punkcie (I) przy drodze do Starowic.
Cała zaznaczona trasa wodna wyszła ponad 40 km (wliczając moje wyprawy wieczorami na wyspy). Dzieciaki przepłynęły nieco mniej (36 km) ale biorąc pod uwagę to, że w większości musieliśmy machać wiosłami po tych jeziorach i w większości odcinków Piławy uważam, że spisały się całkiem dzielnie. Dwa razy zrobiliśmy też krótkie eskapady piesze po lesie. Po części dla rozruszania się, bo mięśnie rąk pracowały ale nogi nie. Po jakimś czasie myślałem że mi odpadnie tyłek od siedzenia na tym plastikowym siodełku w kajaku. Jak wychodziłem na brzeg to musiałem się na siłę prostować. Po powrocie do domu jak zamykałem oczy to mi się wydawało że się kołyszę cały czas :-) Śmieszne nieco uczucie.
Kilka słów refleksji. Przyroda tamtych okolic jest przepiękna. Sporo dzikiego ptactwa. Woda bardzo czysta. W Piławie dno było widać na prawie 2 metrach. Bardzo dużo ryb. Po drodze mijaliśmy miejscówkę, gdzie biwakowaliśmy zimą ponad rok temu. Wtedy piliśmy wodę z rzeki po przegotowaniu. Ogólnie jest to bardzo ciekawy teren należący chyba do jednych z najdzikszych w Polsce. Osobiście chyba wolę śmiganie po jeziorkach. Pustki i przestrzeń. Tak jak pisałem chyba połknąłem bakcyla. Na ten teren z kajakiem chętnie bym wrócił jeszcze w tym roku. Można zaplanować wyprawę nawet na dwa dni tylko. Start z Bornego na tę wyspę (G) na jeziorze Pile i albo powrót do Bornego albo Piławą w dół. Myślę o końcówce września jak będzie złota polska jezień.
Niestety sporo śmieci walało się po brzegach i w wodzie. Bezmózgowe bydło jak widać dociera wszędzie. Kolega zaproponował wyprawę kajakową w celu zbierania tych śmieci. Fajna idea. Na Piławie minęły nas też dwa stada trzody na kajakach wydzierające się na całą okolicę. Ciężko mi zrozumieć, że ktoś nie potrafi choć chwili posiedzieć w ciszy.
Niestety moja komórka, którą robiłem zdjęcia spoczywa wiecznym snem na dnie jeziora Dołgiego (Długiego) (punkt H na mapie). No cóż tak bywa. Chwila nieuwagi. Najbardziej szkoda mi zdjęć (było ich ponad 300 w dużej mierze przerody), choć na szczęście kolega trochę też zrobił (galeria poniżej). Trzeba będzie chyba powtórzyć trasę i porobić zdjęcia na nowo :-D
W drodze do Poznania odwiedziliśmy opuszczone miasto Kłomino (Gródek). To takie poradzieckie "ghost city". Nieco pobuszowaliśmy po ruinach. Szkoda że w latach 90-tych rozszabrowano to nie takie małe w końcu miasto. Dzisiaj mogło tam tętnić życie jak w Bornym Sulinowie.