Dzień 1 (przyjazd): Dla rozruszania się w miarę krótka trasa (około 9 km). Najpierw zejście (200 m w pionie) w kierunku Kamionek. Później od "Rozdroża nad Kamionkami" drogą asfaltową w kierunku Jugowa. Następnie dziką ścieżką na Kozie Siodło i powrót czarnym szlakiem rowerowym na Przełęcz Jugowską i dalej zejście do schroniska. Wyruszyliśmy o godzinie 16.30. Trasa zajęła nam około 3.5 godziny, ale nie spieszyliśmy się jakoś bardzo.
Dzień 2: Czerwonym szlakiem poszliśmy na Wielka Sowę. Dalej żółtym przez Małą Sowę w kierunku Walimia (nie doszliśmy do Walimia). Wracaliśmy początkowo szlakiem fioletowym (hmmm narciarski jakiś?) przez schronisko "Sowa", a później żółtym na Kozie Siodło i powrót niebieskim szlakiem rowerowym (cała trasa około 15 km).
Dzień 3: Najmłodsze dzieci nieco narzekały po trasie dnia poprzedniego, więc dla odpoczynku wybraliśmy znowu krótszą trasę (nieco ponad 10 km). Podjechaliśmy do Walimia, skąd "zrobiliśmy" pętlę po nieco odosobnionym i chyba przez to odludnym fragmencie Gór Sowich (szlakiem czerwonym i niebieskim w kierunku Głuszycy i powrót jakimś (nie pamiętam koloru) szlakiem rowerowym + kilkoma dzikimi ścieżkami. Trasa bardzo malownicza. W połowie drogi na Przełęczy Marcowej jest wiata, w której możnaby spokojnie zanocować (pytanie czy legalnie) nawet większą grupą + miejsce na ognisko.
Dzień 4: Czerwonym szlakiem do Przełęczy Woliborskiej i powrót niebieskim szlakiem rowerowym (prawie 19 km). Dzieciaki dostały dość mocno w kość tego dnia, ale trzeba przyznać że dzielnie szły. Bardzo malownicza trasa. Z Kalenicy z wieży widokowej rozciąga się piękny widok na okolicę. Pogoda jeszcze dopisywała, więc widać było trzy góry na "Ś" (Śnieżnik, Ślężę, Śnieżkę). W drodze powrotnej dorwał nas krótki ale intensywny deszcz. W oddali słychać było grzmoty, ale nam się upiekło. Ogólnie bardzo ładna trasa.
Dzień 5: W nocy zmieniła się pogoda, zaczęło lać. Padało później cały dzień. Mimo to z dwójką starszych dzieci wybraliśmy się w góry (trasa około 10 km). Lubię takie klimaty. Chmury przewalające się przez zbocza i lasy, deszcz dzwoniący o pelerynę, a poza tym cisza i zupełny brak ludzi. Szliśmy głównie nieoznakowanymi ścieżkami ledwo widocznymi na mapie, często powyżej kolan w trawie. Buty nadawały się do intensywnego suszenia później. Dobrze, że gospodarze "Zygmuntówki" napalili w kominku. Po drodze kilka razy pobłądziliśmy. W poszukiwaniu ścieżki trzeba było się nieco poprzedzierać przez skały i zwalone drzewa. Dość posępny widok w deszczu. Mimo to myślę, że była to jedna z piękniejszych tras tego wyjazdu. Kilka razy minęło nas stado jeleni (ponad 30 sztuk). Szukając ścieżki w trawie znalazłem poroże jelenia (właściwie to jeden róg długości około 60 cm). Bardzo fajnie spędziliśmy czas z córkami tego dnia. Rozmowy na różne tematy przyrodnicze pochłonęły nas do tego stopnia, że droga powrotna w deszczu minęła nam bardzo szybko.
Dzień 6: Planowaliśmy jeszcze pojechać w Góry Stołowe, aby od strony Radkowa wejść na Szczeliniec, ale lało jeszcze bardziej niż dzień wcześniej. Szkoda. W drodze powrotnej zwiedziliśmy więc Zamek Książ.
Żona z jednym dzieckiem spała w schronisku, a ja pierwotnie planowałem z resztą dzieciaków nocować w namiocie obok schroniska, aby mieć choć namiastkę dzikości :-). Ponieważ jednak schronisko położone jest na skarpie, więc dość trudno było tam znaleźć miejsce pod namiot. Skończyło się na nocowaniu w samochodzie (całkiem wygodnie w naszym Transporterze). Mogliśmy zdecydować się na większy pokój w schronisku (w ciągu tygodnia było dość pusto w schronisku), ale szczerze mówiąc mam uraz do łóżek piętrowych bez balustrad zabezpieczających (kiedyś w nocy w dzieciństwie spadłem z takiego). Dodatkową zaletą takiego rozwiązania był znacznie niższy koszt noclegów (wyszło około 300 zł za 6 osób za 5 dni). Koszt rozbicia namiotu (jak się znajdzie miejsce) i noclegu to 5 zł od osoby.
Schronisko Zygmuntówka:
Mi się podoba taki typ schronisk, mimo że na luksusy nie ma co liczyć. Schronisko ma klimat górski z fajną salą do posiedzenia. Wokoło schroniska jest miejsce na ognisko oraz sporo ławek z bardzo malowniczym widokiem na góry. W pogodne wieczory z dzieciakami siedzieliśmy tam do północy zawsze (dzieciaki pod kocami na takiej bujanej ławce). Sporo rozmawialiśmy. Czytaliśmy też wspólnie Biblię -- tym razem Księgę Jeremiasza o upadku Izraela i postawach różnych ludzi wobec tego co się działo podczas najazdu Babilończyków. Myślę, że tematyka ta jest dość aktualna dla naszego kraju nawet dzisiaj.
Uwaga dojazd do schroniska dość stromą drogą w dół od Przełęczy Jugowskiej. Miałem pewien problem z podjechaniem moim prawie 2-tonowym pudłem pod górę. W dwóch miejscach musiałem się solidnie rozpędzić. Rodzina szła pieszo w tym czasie. W dniu wyjazdu ze względu na deszcz zjechałem jeszcze bardziej stromą i karkołomną drogą w kierunku Bukowej Chaty i dalej do Jugowa. Jak ktoś ma słabe nerwy i niskie zawieszenie to polecam parking na Przełęczy Jugowskiej (5 zł za dobę).
GPS:
Pierwszy raz dość intensywnie korzystałem z GPS. Głównie ze względu na dzieci. Chciały dość dokładnie wiedzieć ile im jeszcze zostało danego dnia marszu :-) Kilka razy GPS pozwolił nam nie zabłądzić, dzięki czemu zaoszczędziliśmy kilka kilometrów. Co do samego GPS to zastanawiałem się wcześniej, czy warto kupować jakieś dedykowane urządzenie np. firmy Garmin. Ponieważ jednak nie mam szczególnego parcia na wielką dokładność oraz dokładne zapamiętywanie tras, więc do komórki wgrałem sobie program Trekbuddy i sam wygenerowałem sobie (znalazłem w sieci prosty programik, który szybko tworzy takie mapy) do niego mapy rastrowe na podstawie serwisu Geoportal. Zupełnie wystarczy do orientacji i nie trzeba wywalać kilkuset zł np. na Garmina :-).
Wyżywienie:
Można zamówić w schronisku, ale wychodzi to dość drogo przy dużej liczbie osób (przykładowo chleb 5 zł) W pobliżu zupełny brak sklepu. Jak ktoś planuje się tam wybrać, to warto zabrać prowiant ze sobą. My tak zrobiliśmy, więc koszt jedzenia mieliśmy mniej więcej taki sam jak w domu.
Koszty:
Ostatecznie koszt wyjazdu, wliczając w to paliwo, noclegi, jedzenie, wstęp do Zamku Książ, drobne pamiątki itp. rzeczy zamknął się w kwocie 1000 zł na 6 osób. Ciekawe wakacje nie muszą być drogie.