Moje refleksje na temat zjazdu w Bielicach

Chciałbym podzielić się wami moimi przeżyciami z Bielic. Przyznam się, że jechałem tam w dużej mierze aby poznać ludzi, których znałem bądź z kawiarenki jedynie przez pisane teksty bądź telefonicznie (jedynie kilka osób). Jest to chyba dość naturalne, że kiedy ludzie się zaprzyjaźnią to chcą się zobaczyć w świecie niewirtualnym, zweryfikować swoje wyobrażenia z rzeczywistością. Szczerze mówiąc pomyliłem się jedynie w przypadku Pyry i Jagi co do wyglądu. W przypadku Basi, Waitera i Bazylki prawie się nie pomyliłem. Ciekawe jest to. Czyżby charakter był jakoś powiązany z wyglądem. Nie mam pojęcia. Ale nie to jest najważniejsze jak ludzie wyglądają, lecz to jacy są w środku w swoim sercu. I poznanie ludzi jacy są wewnątrz było dla mnie najlepszym doświadczeniem Bielic.

Myślę, że w świecie wirtualnym może być nam bardzo trudno się otworzyć przed drugim. Wynika to zapewne z niepewności kim jest mój rozmówca. Dzisiaj mam nick Tomek, albo Misiu, a jutro mogę być Kazikiem-Rębajłą. Występuje więc problem anonimowości. Nie mając pewności z kim rozmawiamy w naturalny sposób możemy być zamknięci i nie ma w tym nic złego. W końcu ostrożność nie jest głupota. W każdym razie, być może dlatego chciałem zobaczyć ludzi, o których sporo wiedziałem, a których nigdy nie widziałem.

Mogę powiedzieć, że moja ciekawość została zaspokojona. Ale nie to okazało się najważniejszym doświadczeniem z Bielic. Najciekawszą rzeczą było to, że każdy z nas jak już wspominałem pochodził z innej wspólnoty kościoła. Normalnie taka mieszanka może być wybuchowa (niestety). Piszę niestety ponieważ z doświadczenia wiem, że chrześcijanie różnych nazwijmy to wyznań albo rzadko się spotykają, albo jak się spotykają to często się zdarza, że walczą że sobą. Problemem jaki dzisiaj trawi chrześcijaństwo to stereotypy. Każdy jakoś sobie tam myśli o drugich: katolicy są tacy, zielonoświątkowcy tacy a tacy, baptyści tacy a tacy, adwentyści tacy a tacy, często nie wiedząc niczego o drugich. Nasze opinie często bierzemy z książek, bądź negatywnych doświadczeń swoich lub innych. Często kieruje nami pycha i fałszywe poczucie własnej wyższości. Mogę tak napisać na podstawie własnych doświadczeń, również niestety z tej kawiarenki.

Jednak wróćmy do Bielic. W Bielicach było inaczej. Tam nie było katolików, zielonoświątkowców, baptystów, adwentystów czy innych wyznań, lecz byli LUDZIE. Konkretne osoby, o takim a takim doświadczeniu z Bogiem, charakterze, z takimi czy innymi problemami. Mogliśmy być razem przez kilka dni i dzielić się doświadczeniami z naszego życia z Bogiem.

Była pewna rzecz, która mnie zaskoczyła. Otóż każdy mógł powiedzieć co Jezus czyni w jego życiu. Każdy mógł powiedzieć, że Pan wiele mu daje i każdy mógł pokazać błogosławieństwo od Pana we własnym życiu.

Zadałem sobie wtedy pytanie: Czy dla Jezusa różnice doktrynalne, często nawet duże nie są tak ważne jak czyste serce człowieka?

Słuchając świadectw odpowiedź nasuwała się sama i chwała za to Bogu. Jezus patrzy na swój podzielony i zwaśniony kościół i szuka tych, którzy będą chcieli pójść za Nim w świętości i posłuszeństwie. Na końcu Pan nie będzie pytał: Jakiego wyznania byłeś, czy w jakie dogmaty wierzyłeś? Myślę, że Pan zapyta mnie i ciebie: Czy żyłeś w świętości, posłuszeństwie, czy kochałeś ludzi tak jak ja? Zwróćmy uwagę na osiem błogosławieństw. Kto odziedziczy Królestwo? Doznający tu na ziemi smutków, cisi, łaknący sprawiedliwości, miłosierni, ludzie czystego serca, pokój czyniący, cierpiący prześladowania dla sprawiedliwości. Kiedy czytamy w Ewangelii Mateusza o owcach i kozłach przed sądem Pana to o co Pan oskarża kozły a chwali owce. Za to czy służyli bądź nie innym ludziom.

I chcę tutaj jeszcze jedno powiedzieć, być może uprzedzając pytanie niektórych osób: A co z dociekaniem prawdy? Czy w tym co mówisz nie ma relatywizmu prawdy?

Odpowiadając mogę powiedzieć, że jestem przeciwnikiem tworzenia jakiejkolwiek bezkrytycznej mieszanki różnych doktryn chrześcijańskich, często sprzecznych że sobą. Ja jestem raczej typem człowieka, który stara się dociekać prawdy i lubiącym jasne definicje bez sztucznego zacierania różnic. Bardzo lubię dyskusję również doktrynalne. Ale chcę powiedzieć, że prowadząc dyskusję należy być otwartym na drugiego nie szufladkując go ani tym bardziej oceniając. Uważam, że dyskusję rozwijają nas i nasza znajomość Biblii. Osobiście staram się zawsze oddzielać swojego dyskutanta - jako człowieka szukającego Pana tak samo przecież jak ja - od jego poglądów. Dlatego nie mam oporu by przyjaźnić się z ludźmi z różnych denominacji i traktować ich jak swoich ukochanych braci nawet jeśli w jakiś szczegółach doktrynalnych się różnimy.

Ale chcę powiedzieć tutaj jeszcze jedna rzecz. Nie potępiam ludzi, którzy mają stereotypy w patrzeniu na braci z innych wspólnot. Sam miałem z tym ogromne trudności przez długi czas i wiem, że jest to problem. Często wynika to z wewnętrznych zranień wyniesionych z takiej czy innej wspólnoty. Często Bóg potrzebuję wiele czasu by pewne rzeczy w nas prostować. Ja chodź już osiem lat staram się iść za Panem to ciągle odkrywam w sobie rzeczy, które Bóg musi prostować.

Patrząc dziś na spotkanie w Bielicach mogę z cała pewnością powiedzieć, że było to bardzo cenne doświadczenie dla mnie, poprzez które Bóg usunął wiele stereotypów, które były we mnie.

Dziękuję Bogu, że pomógł mi tego doświadczyć.

Rafał