dwie-perspektywy-patrzenia-na-czlowieka
Sun, 05 Jul 2009 05:26:00 +0000
Ujawniono, kto jest biologicznym ojcem dzieci Michaela Jacksona; Ciało Jacksona będzie pokazane publicznie; Jackson pominął ojca w testamencie; Testament po "królu popu"; Obdarowany talentem, dręczony chorobami ; Tysiące osób żegna "króla popu"; Wielki muzyk czy wielki ekscentryk?; Darmowe bilety na pogrzeb MJ; i wiele wiele innych typu: Czy lekarz był winien śmierci, sekcja zwłok MJ pokazała to czy tamto; Kto z kim będzie tłukł się o majątek po MJ? ; Ile godzin wytańczył MJ na dzień przed śmiercią? Do tego kilka sekcji zwłok, przesłuchania itp.
Osobiście nie przepadam i nigdy nie przepadałem za muzyką pop. Wolę coś mocniejszego, albo muzykę klasyczną. Z tego względu śmierć MJ nie spowodowała u mnie jakieś specjalnej reakcji nazwijmy to emocjonalnej, choć kilka jego piosenek nawet mi się podobało. Kiedy jednak widzę ile szumu medialnego towarzyszy śmierci znanego człowieka to zawsze nasuwa mi się pewna myśl. Człowiek taki jak MJ może mieć wszystko i w zasadzie może kupić sobie wszystko, prawie. Prawie, bo człowiek taki nie może dokupić sobie ani jednej chwili dłużej swojego życia tu na ziemi. W przypadku MJ nie pomogły żadne zabiegi takie jak np. namiot tlenowy, które miały wydłużyć jego życie do ponad 100 lat. Jeden błąd typu nie odpowiedni lek w nieodpowiednim czasie i kończy się egzystencja na tym świecie, a ciało rozpada się w proch. Wszystkie misternie snute plany tracą nagle znaczenie. Nie będzie już kilkudziesięciu planowanych koncertów MJ.
To co zawsze zastanawia mnie w przypadku śmierci ludzi takich jak MJ to faktyczna wartość i znaczenie ich życia. Kiedy patrzymy na Biblię, to można zauważyć jedną rzecz. Boża perspektywa patrzenia całkowicie różni się pod tym względem od perspektywy ludzkiej. Zanim rozwinę tę kwestię nieco bardziej, to zróbmy sobie szybko pewne obliczenia.
Jeśli na świecie żyje obecnie powiedzmy 6 mld ludzi, a średnia wieku wynosi powiedzmy 60 lat, to oznacza to, że co roku odchodzi z tego świata około 100 mln ludzi, czyli jakieś 280 tysięcy dziennie, albo 3 osoby na sekundę. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że zanim doczytasz do końca ten tekst to umrze kolejnych kilkadziesiąt osób? Pomijam w tych rachunkach tych, którzy są uśmiercani w wyniku aborcji, a jest ich kolejnych kilkadziesiąt milionów rocznie. Czym w świetle tego jest śmierć kilkudziesięciu pasażerów Airbusa, czy jednego MJ? To zaledwie "norma" kilkudziesięciu sekund. Śmierć jest czymś powszechnym, częstym i praktycznie naturalnym. Mówiąc obrazowo żyjemy w cieniu śmierci. O 99.9999..% z tych ludzi nikt nie pisze, nikt nie pamięta i nikt nie zapewnia pomocy psychologicznej ich rodzinom. Nikt po nich nie płacze, albo robią to jedynie ich najbliżsi.
Ponieważ piszę z perspektywy chrześcijańskiej, dlatego nie będę wchodził teraz w dyskusje z ateistami (**), którzy uważają, że w momencie śmierci wszystko kończy się bezpowrotnie. Wierzę w istnienie Boga Wszechmocnego, który sprawuje realną władzę nad tym światem i który jak mówi Biblia (Ps. 33, 13-15) "spogląda z nieba, widzi wszystkich ludzi. Z miejsca, gdzie przebywa, patrzy na wszystkich mieszkańców ziemi. On, który ukształtował serce każdego z nich, On, który uważa na wszystkie czyny ich."
W tym kontekście warto zastanowić się nad tym jak Bóg patrzy na poszczególnych ludzi, a jak patrzymy na nich my. W Biblii opisane jest w jaki sposób prorok Samuel namaścił Dawida na króla nad Izraelem. Bóg posłał go do domu Isajego, by namaścił jednego z jego synów. Kiedy synowie Isajego przyszli na ucztę Samuel (1 Sam.16,6-7) "zobaczył Eliaba i pomyślał: Zapewne ten jest pomazańcem Pana. Ale Pan rzekł do niego: Nie patrz na jego wygląd i na jego wysoki wzrost; nie uważam go za godnego. Albowiem Bóg nie patrzy na to, na co patrzy człowiek. Człowiek patrzy na to, co jest przed oczyma, ale Pan patrzy na serce." Na końcu okazało się, że Bóg wybrał najmłodszego syna Isajego, którego nawet nie zawołano na ucztę, który w tym czasie pasł trzodę. Uważam, że świadczy to o lekceważeniu Dawida przez jego najbliższą rodzinę. W ich oczach nie był wartym tego by zasiąść do stołu z Samuelem i z resztą rodziny, mimo że w oczach Boga okazał się być godnym by zostać królem również ich wszystkich.
To jest istota różnicy w obu perspektywach patrzenia. Ludzie oceniają to co na zewnątrz. W przypadku MJ większość oceniała to jak się ubierał, jak tańczył, jak śpiewał, jaki akurat zrobił sobie nos, ile miał pieniędzy itp. Dla Boga liczy się to jakie było jego serce.
Ludzie zabiegają o różne rzeczy na tym świecie. Walka o stołki, pieniądze oraz o dominację nad innymi jest stałym elementem naszego krajobrazu. Piszą o tym brukowe gazety i pokazuje to brukowa telewizja. W naszych tasiemcowych serialach promuje się szeroko rozumiany sukces w tzw. sprawach przyziemnych. Natomiast niewiele czasu poświęca się i niewielu zabiega o to co ma rzeczywistą i wieczną wartość, czyli o czyste i sprawiedliwe serce. Sukces w tym życiu sam w sobie nie musi być zły. Ważne jest jednak to co z nim zrobimy. Czy osiągając sukces np. w postaci dobrego stanowiska, popularności i związanych z nimi pieniędzy zaczynamy więcej dogadzać sobie i budować własną chwałę przed oczami innymi, szpanując nabytymi dobrami, czy zaczynamy wtedy bardziej dostrzegać potrzeby innych i mając środki nimi służyć? Pomyśl komu oddajesz chwałę w tym życiu? Kto siedzi na tronie twojego życia? Czy jest to twój egoizm, twoje Ja, czy Bóg który kiedyś ciebie osądzi i zweryfikuje twoje czyny?
Nie chcę oceniać nikogo indywidualnie, bo nikt nie zna nikogo do końca i nie wie co pomyślał w ostatniej sekundzie życia. Nie wiem co działo się w ostatnich chwilach życia MJ. Nie słyszałem jednak by swoim publicznym życiem kiedykolwiek świadczył o Bogu. Teraz MJ stoi przed tronem Bożym razem z milionami innych i wszystko czego dokonał tu na ziemi dla siebie samego i dla popu nie ma tam znaczenia. Może się okazać, że stoi tam z pustymi rękami, podczas gdy inni mało znaczący tutaj zgromadzili faktyczne bogactwa w oczach Boga. Pomyśl o tym planując nie tylko dzisiejszą niedzielę, ale też całe swoje życie.
(**) Po słusznej uwadze Ateisty w komentarzach piszę sprostowanie, że miałem w tym miejscu na myśli nie tylko ateistów ale wszystkich sceptyków i tzw. racjonalistów (definicję słowa racjonalisty pomijam teraz), by nie uchodzić w jego oczach za prymitywa. Choć nie wiem czy to wystarczy :-)