co-jest-twoim-autorytetem

Sun, 08 Mar 2009 13:14:00 +0000

Co to jest autorytet? Myślę, że w najprostszej definicji jest to coś, choć najczęściej ktoś, kogo darzymy zaufaniem, kogo chętnie słuchamy, którego myślami się inspirujemy w życiu. Czasami możemy nawet nie rozumieć wszystkich przesłanek, dlaczego dana osoba coś mówi, czy coś robi, ale nasze pozytywne nastawienie do niej sprawia, że mimo to jej ufamy.

Problem nie polega na tym, że kogoś czynimy swoim autorytetem. Wydaje mi się, że problem polega raczej na tym, że człowiek potrafi kogoś lub coś uczynić autorytetem w sposób bezwiedny i najczęściej wtedy bezrefleksyjny. Każdego dnia dociera do nas tak duża ilość informacji, że nie jesteśmy w stanie wszystkiego zweryfikować. Najczęściej jest też tak, że poprzez prasę, telewizję, Internet docierają do nas nie tylko suche wiadomości, proste stwierdzenia faktów, ale też różne opinie i komentarze tych faktów. Ponieważ z prozaicznej przyczyny braku czasu nie jesteśmy w stanie zweryfikować tych opinii, dlatego jeśli są one powtarzane odpowiednio często i w odpowiedni sposób, to z czasem podświadomie przejmujemy je jako własne. Problem w tym, że w ten sposób możemy przyjąć też opinie fałszywe i uczynić je dla siebie normą postępowania. W procesie tym działa dodatkowo efekt stada. Jeśli moi znajomi coś uważają, sąsiedzi coś uważają, telewizja coś mówi, to ja jako szary człowieczek nie będę się wychylał by uważać inaczej. Podświadomie przyjmujemy zasadę, że inni głosząc jakąś opinię nie robią tego bez powodu, więc coś w tym musi być, a więc bezpieczniej będzie, jeśli ja nie będę głosił innych poglądów na dany temat, bo co jeśli czegoś nie zrozumiałem? A jak zostanę jeszcze wyśmiany? Myślę, że pisząc to nie odkryłem Ameryki, ale też nie to było moim celem. Jest to mechanizm powszechnie znany, który może zostać użyty jako potężna broń. Warto przypomnieć sobie z historii jaką siłę oddziaływania na naród niemiecki miała propaganda faszystów. Siła słów kilku ludzi była tak wielka, że była w stanie zepchnąć cały świat w straszliwą wojnę. Czy ludzie w swojej naturze się zmienili cokolwiek od tamtego czasu?

Nie chcę się teraz skupiać na oddziaływaniu propagandy na narody, bo to duży temat sam w sobie. Widać to np. w polityce co potrafi zdziałać kiełbasa wyborcza owinięta w ładny papier słów oraz odpowiednio dobranych emocji. Bardziej interesuje mnie teraz to jak wpływa to na nas indywidualnie.

Zwróćmy uwagę, że z informacją i jej przekazywaniem związany jest cały biznes. Informacja stała się towarem, który sprzedaje się tak samo jak sprzedaje się telewizory, pralki, słodycze, samochody itp. Podczas studiów miałem na jednym semestrze przedmiot Marketing, którego szczerze nie znosiłem. Brzydziły mnie ćwiczenia, których celem było rozwijanie w sobie umiejętności takiego wpływania na drugiego człowieka, by kupił to co ja chcę mu wcisnąć. Może teraz trochę przesadzam, bo istnieje też uczciwy marketing, polegający na podawaniu rzetelnych faktów, ale na ogół marketing kojarzy mi się z psychomanipulacją. Dam przykład. Kupowałem synowi puzzle na prezent. Wielkie kolorowe pudełko, a w środku 90 % pustego miejsca. Dziecko widzi przede wszystkim to pudełko i producent takiego towaru doskonale o tym wie, co więcej specjalnie studiował by się tego nauczyć.

Z przekazywaniem informacji również związany jest odpowiedni marketing. Pewni ludzie chcą byśmy myśleli tak jak oni tego chcą, dla ich własnych celów, najczęściej finansowych. Pisemka typu: Naj, Życie na gorąco itp. celowo są bardzo kolorowe, zawierają dużo zdjęć, a na nich ładne wnętrza, ładnie ubrani ludzie w świetle lamp błyskowych, ładne samochody, odpowiednio wyszukany i wyrafinowany język, mający wywoływać sensację, a przy tym niekoniecznie prawda, a co gorsze pokazywanie złego i pełnego grzechu stylu życia. Dla większości czytelników nie ma to jednak znaczenia. Ważne że przyjemnie się je czyta. Są jak ciasteczko na deser, na zasadzie zjeść, obliznąć się i iść dalej. Nikt się nie zastanawia nad tym, że w tym ciasteczku jest 50% konserwantów, barwników i wzmacniaczy smaku. Ważne że ładnie wygląda, pachnie i smakuje. Zresztą podobną rolę spełniają wszechobecne tasiemcowe seriale telewizyjne, w których zawsze musi dziać się coś co ma znamiona sensacji. Pan X raz z panią Y, a później z panią Z, walka o pozycję, raz ten temu zrobił to, a tamten tamtemu tamto, odwet za odwet. Wszystko w tych produkcjach kręci się wokoło własnych ambicji i swojego Ego. Pomijam to, że z oglądaniem i czytaniem tych specjałów związana jest strata czasu i pieniędzy. Dużo większy problem to ten, że chcąc nie chcąc podświadomie przejmujemy pewne myśli w nich zawarte. Jeśli czytamy, że pan X czy też pani Y sypia z tym czy z tamtym, że ma nową żonę, nowego męża, to po jakimś czasie dokona się w nas erozja pojęcia czym jest małżeństwo w założeniach planów Bożych. Nowy mąż, nowa żona, nowy samochód, nowe mieszkanie, nowy pies, nowa papuga, nowy ciuch, nowa dieta, nowy image. Jaka różnica? Jeśli słyszymy, że były premier, pan Kazimierz Marcinkiewicz może mieć nową narzeczoną, podczas gdy przedtem uchodził za autorytet i gołębia wśród polityków, to z czasem przyzwyczajamy się do tego. Nawet jeśli nie staje się to normatywne dla nas samych, to przynajmniej staje się podświadomie akceptowalne. Nie musi to oznaczać, że sami też tak postąpimy, ale może sprawić, że przestaniemy walczyć o prawdę w tej kwestii, czyli oddamy pole fałszowi. Może mniej będzie nas bulwersować jeśli nasza córka, czy nasz syn oświadczą, że chcą żyć na kocią łapę i zamieszkać ze swoim chłopakiem czy dziewczyną przed ślubem. W końcu wszyscy "postępowi" ludzie tak robią.

Czytałem niedawno (kilka artykułów + jakieś badania statystyczne), że obecnie wśród sporej części młodzieży jest tak, że w wieku 15-17 lat wstydzą się powiedzieć rówieśnikom, że jeszcze z nikim nie spali. Pytanie czy można wierzyć tego typu tekstom, ale jeśli tak to można powiedzieć, że po części jest to pewnie wynik bezrefleksyjnego przyjmowania informacji np. serwowanych przez pisemka typu Girl oraz seriale typu Beverly Hills 90210. Oznacza to też, że nastąpiła erozja i odwrócenie znaczenia pojęć typu wierność, czystość, grzech wśród tej młodzieży i ludzie ci wstydzą się tego co jest dobre, a chlubią się z tego co jest złe. Patrząc na to od strony nauczania Biblii, można powiedzieć dosadnie, że człowiek taki wstydzi się powiedzieć, że w wieku 16 lat nie jest jeszcze nierządnikiem czy nierządnicą. Nie chodzi tu tylko o dziewczyny. Chłopacy, którzy "zaliczają" kolejne dziewczyny nie są bohaterami amantami, za jakich uchodzą w oczach kolegów, ale poza tym, że plugawią samych siebie to jeszcze traktują instrumentalnie drugiego człowieka, co pokazuje ich egoizm. Podobnie zresztą pan Kazimierz Marcinkiewicz w świetle nauczania Biblii nie jest takim gościem, spryciarzem, któremu udało się wyhaczyć młodą laskę, ale jest po prostu cudzołożnikiem, bo Biblia mówi, że ten kto porzuca swoją żonę, a bierze sobie inną, popełnia cudzołóstwo (Ewangelia Marka 10.11-12). Podobnie też wygląda sprawa tzw. mniejszości seksualnych. Dzisiaj mówi się o równouprawnieniu, wprowadza się tzw. tolerancję do szkół, karząc jeśli ktoś nie chce tego przyjąć, jak to się dzieje już np. w Wielkiej Brytanii:

http://wiadomosci.onet.pl/1929778,12,item.html

Według standardów zawartych w Biblii są to grzechy mające straszne konsekwencje dla tych któ®zy je popełniają:

(1 Kor. 6,9-10) "Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego".

Bóg nie pozostawia nam wątpliwości jak należy pewne rzeczy rozumieć. Homoseksualiści, tak samo jak cudzołożnicy jeśli się nie opamiętają, będą potępieni tak samo jak złodzieje, plotkarze, pijacy i inni. Dzisiaj za te poglądy można pójść do więzienia, jak to się stało z jednym pastorem ze Szwecji.

Może czas wrócić do prawidłowego rozumienia tych pojęć? Ale jak można to zrobić? Przede wszystkim przestańmy bezrefleksyjnie karmić się każdym gównem (przepraszam za słowo) jakie nam podają w srebrnej zastawie i w ładnym papierku. Każdy zazwyczaj rozumie, że jak będzie jadł niezdrowo, to odbije się to na jego zdrowiu. Dlaczego w sferze ducha ma być inaczej? Choroba jakiej się nabawimy w ten sposób jest dużo bardziej podstępna, bo bolący ząb poczujesz namacalnie, a spaczonego własnego umysłu możesz nigdy nie zauważyć, bo pozornie nie boli. Zamiast obejrzeć kolejny odcinek ulubionego serialu, idź na spacer i przemyśl swoje życie, nawet jeśli prawda będzie bolesna. Zamiast stracić pół godziny na jakieś bezwartościowe pisemko, to weź w tym czasie Biblię do ręki, poczytaj ją 15 minut i poproś Boga o właściwe jej rozumienie. Ja wiem, że nie ma w niej kolorowych obrazków, tylko szary tekst, który może wydawać się nudny i niezrozumiały. Z czasem jednak ten zwykły tekst zachwyci cię na nowo tak samo jak dobry chleb z dzieciństwa, którego smak może już zapomniałeś. Zamiast spędzić niedzielę przed grającym pudełkiem, przy orzeszkach, piwie i papierosku, to weź swoje dzieci i jedź z nimi do lasu na wycieczkę, zróbcie sobie piknik na zielonej trawce i porozmawiaj z nimi o ich problemach, o tym czego się obawiają, opowiedz im o przyrodzie i historii miejsca w jakim akurat jesteście. Po jakimś czasie to ty staniesz się dla nich bohaterem i ciebie będą słuchać jako autorytetu. Sam też zresztą na tym skorzystasz.

Polecam jeszcze bardzo dobre nauczanie mojego przyjaciela ze Śląska a propos m.in. wychowywania dzieci (może zamiast jakiegoś serialu albo gazetki?):

http://sch.pol.pl/?jezus-jest-synem-bozym-jakie-to-ma-znaczenie-dla-nas--22.02.2009,51