Jaka-jest-dopuszczalna-granica-pragmatyzmu-w-polityce-międzynarodowej?-Polemika-z-Pawlem-Chojeckim-rzecznikiem-UPR
Sat, 07 Nov 2009 23:29:00 +0000
"Moja obrona (Lecha Kaczyńskiego) opiera się na założeniu, że istnieją zagrożenia, których opinia publiczna nie jest do końca świadoma."
Nie zgadzam się z zaprezentowanym przez Pawła Chojeckiego podejściem z kilku względów, patrząc od strony zarówno historycznej, a już zupełnie nie podoba mi się sposób (wyrwany z kontekstu) cytowania Biblii na poparcie podanych tez. Ale o tym nieco później.
Czasami słyszę pogląd, że trzeba było sprzymierzyć się z Hitlerem, a nie stawiać mu się. Zresztą taką opinię zdaje się podzielać Paweł Chojecki. Swego czasu napisał artykuł:
http://idzpodprad.salon24.pl/125961,znowu-ber-alles w którym prezentuje cztery możliwe opcje jakie Polska miała do wyboru w 1939, segregując je od (w jego opinii) najlepszej do najgorszej. Układ z Niemcami znalazł się na tej liście na wysokim drugim miejscu. Pierwsza z opcji była wówczas nierealna politycznie. Było to krótko po uwolnieniu się państw Europy środkowej spod władzy zaborców. Wiadomo, że w takich sytuacjach zawsze dochodzi do różnych spięć np. o ziemię, co budzi wzajemną wrogość lub przynajmniej nieufność. Weźmy przykład Zaolzia, które przekazano Czechosłowacji po 1920 roku, pomimo że etnicznie większość stanowili tam Polacy.
Może najpierw powiem dlaczego drugą opcję uważam za najgorszą z możliwych. Niemcy to byli bandyci, zarówno jako państwo i jak się później okazało również jako naród. Dali zresztą dowody na to gdzie mają wszelkie zawierane przez siebie traktaty. Chyba najbardziej wymownym przykładem jest tutaj Operacja Barbarossa w 1941 roku. Zaledwie dwa lata wcześniej zawarli bandycki sojusz z ZSRR po to aby go chwilę później podeptać bez wypowiedzenia wojny, dokonując brutalnej akcji eksternistycznej na podbitych przez siebie ziemiach. Czy to było państwo, z którym mieliśmy się wtedy bezpiecznie sprzymierzyć, podpisując może jeszcze jakiś papierowy traktat na to? Ukraińcy doświadczyli niemieckiej lojalności, gdy zaczęli walczyć z Rosjanami po stronie Hitlera, licząc na jakieś choćby marionetkowe państwo. Byli mordowani przez Niemców na równi z Rosjanami.
Historia nie jest jak fraktal z nieskończoną liczbą możliwych dróg do wyboru, które pozwalałyby nam snuć domysły co by było gdyby, ale zakonserwowany zapis przeszłości. Sposób snucia takich domysłów stosowany przez Pawła Chojeckiego jest błędny sam w sobie. Nie można oceniać w ten sposób historii i ludzi którzy ją tworzyli. My dzisiaj znamy przebieg wypadków podczas II wojny światowej jak i po niej, ale ci którzy w 1939 roku stanęli do walki nie mieli takiej wiedzy jak my. To zasadnicza różnica. Polacy, jak się okazało niesłusznie, liczyli na sojusz z Francją i Anglią, ale nie można powiedzieć, że działali szaleńczo. Według mnie podeszli do sprawy dość pragmatycznie, starając jednak zabezpieczyć się w jakiś sposób. Okres ostatniego roku przed wybuchem wojny to czas ogromnych wysiłków dyplomatycznych (minister Józef Beck) by jakoś wylądować w sytuacji w jakiej znalazła się Europa. Niemcy proponowali nam w tym czasie przedłużenie paktu o nieagresji z 10 do 25 lat w zamian za ustępstwa terytorialne. Znowu jest to nierealistyczna ocena. Pakt ten nie przetrwał nawet pół roku. Myślę, że Józef Beck miał rację odrzucając propozycję Niemiec w 1938 roku. Był czas na pertraktacje polityczne i rozmowy, ale przyszedł czas powiedzenia twardego "Nie". Pragmatyzm Pawła Chojeckiego pewnie kazałby mu się na ten układ zgodzić, tak samo jak dzisiaj na układ z Unią Europejską poszedł prezydent Lech Kaczyński.
Polska, Francja i Anglia miały nad Niemcami liczebną przewagę. Zresztą sam Hitler przyznał, że gdyby Francja i Anglia uderzyły we wrześniu na Niemcy od zachodu, to wojna skończyłaby się jeszcze w 1939 roku klęską Niemiec. Ale Polska nie mogła przewidzieć, że ofensywa francuska rozwijająca się na początku września zostanie nagle zatrzymana przez francuskich polityków. Ja gdybym 10 lat temu znał obecną historię kursów walut, to dzisiaj byłbym pewnie miliarderem. Gdybym wiedział, że się przewrócę, to chwilę wcześniej sam bym się położył.
Ale wracając do snucia domysłów. Ponieważ inni mogą, to ja też sobie pozwolę. Otóż wyobraźmy sobie, że Polska sprzymierzyła się z Hitlerem i co więcej jako sojusznik (lennik, bo nie wierzę w partnerski sojusz) poszła ulegle na wojnę z ZSRR. Niemcy proponowali nam udział w pakcie antykominternowskim, więc taka wspólna akcja zbrojna przeciwko ZSRR byłaby czymś naturalnym w tej sytuacji. Zastanówmy się co by było, gdyby Niemcy nie osłabione kampanią wrześniową, wsparte dodatkowo walecznymi wojskami polskimi, wygrały wojnę z ZSRR, a później pokonały Francję, co zresztą Niemcy zrobiły. Anglia nawet gdyby ocalała, to nie byłaby w stanie nic zrobić, działając w osamotnieniu, bez drugiego frontu na wschodzie. Nie sądzę że w tej sytuacji Anglicy zdecydowaliby się na samobójcze, w takiej sytuacji, lądowanie w Normandii. Pytanie co zrobiłby z podludźmi za jakich uważał Słowian doświadczony w łamaniu paktów i sojuszy Hitler, gdyby nie miał wokoło wrogów. Czytałem książkę na temat planów Himmlera co do losów narodów słowiańskich. To co faktycznie stało się podczas wojny, było jedynie preludium tego co było planowane po wojnie. Eksterminacja miała objąć ponad 50 milionów Słowian, a reszta jak bydło miała zostać wysiedlona za Ural albo służyć jako niewolnicy rasie panów (Herrenvolk) w ich nowym Lebensraum. Te obłąkańcze plany były snute na długo przed podpisaniem paktu Ribbentrop-Mołotow i na długo przed tym jak Niemcy nas kusili jakimikolwiek traktatami. Dla mnie sprzymierzenie się z kimś takim to jak pakt z diabłem. Może na krótko i do tego jedynie pozornie by to działało, ale ostatecznie skończyłoby się to dla nas tragicznie. Pewnie naród polski by już dzisiaj nie istniał.
Z drugiej strony trzecia opcja na liście możliwych przedstawionych przez Pawła Chojeckiego, czyli sojusz z ZSRR różni się od opcji drugiej tak samo jak różni się pakt z Belzebubem od paktu z Lucyferem. Nie będę tego może rozwijał.
To może tyle jeśli idzie o analizę historii. W dyskusji tej warto zwrócić też uwagę na coś takiego jak honor. Ja wiem, że słowo to niewiele dzisiaj znaczy. Ja natomiast jestem dzisiaj dumny z polskiej historii, przynajmniej tej wrześniowej. Ponieważ staram się mimo wszystko pozostać obiektywny, dlatego uważam też, że gdyby nie narodowa głupota i bezbożność, jaką Polacy dali wyraz np. podczas kontrreformacji, to my moglibyśmy dzisiaj być mocarstwem. Dzisiaj mogę z dumą powiedzieć mojemu synowi i swoim córkom, że należą do dzielnego narodu, który potrafił stanąć do walki i się nie bał. Oczywiście mogę też swoim dzieciom pokazać błędy naszego narodu ku przestrodze, co czasami robię.
Honor jaki mieli wtedy Polacy i akcja zbrojna we wrześniu 1939 roku była pewnym światłem w ciemnym tunelu. Przerażone narody Europy zobaczyły, że Niemcy nie są nieśmiertelnymi bogami i można z nimi walczyć. Polacy poddali ich próbie, tak samo jak w filmie "300" Spartanie poddali próbie imię "nieśmiertelnych". Podczas kampanii wrześniowej Niemcy poniosły spore straty. Stracili prawie 1000 czołgów i samochodów pancernych, ponad 500 samolotów, co stanowiło między 30 a 50% ich stanu początkowego. To pokazało innym, że wojska niemieckie mogą jednak krwawić. Myślę, że Polska mogła dzisiaj próbować odegrać podobną rolę i kto wie może by się nawet to udało (mówiąc już czysto hipotetycznie teraz). Niestety pod tym względem rok 2009 bardzo się różni od roku 1939, a czy dzisiaj zagrożenie jest większe niż było wtedy? Czy dzisiejsze Niemcy naprawdę są aż takim zagrożeniem dla Polski? Wiosną pracowałem z jednym studentem z Niemiec w jednym pokoju. Sporo dyskutowaliśmy o tym co dzieje się w Europie. On miał taki sam niepokój o swój kraj zadłużony po uszy jaki ja mam o Polskę. Mówił, że emerytów mają więcej niż młodzieży. Ludzie są tam tak samo zdezorientowani jak w Polsce. Mówił, że wiele osób zwraca uwagę na to, że prawo niemieckie to dzisiaj w ponad połowie prawo unijne i że już nie mają prawie swojego kraju. Ten kraj za 20 lat będzie republiką islamską moim zdaniem.
Ale wracając jeszcze do kwestii honoru i odwagi. Narody które poddały się bez walki Niemcom, nie mają swojego Termopile, tak jak my mamy Wiznę, gdzie 720 żołnierzy polskich trzy dni walczyło z kilkudziesięcioma tysiącami Niemców. Kapitan Władysław Raginis, który tam poległ miał właśnie te rzadkie dzisiaj cechy jakimi są honor i patriotyzm. Zostało to zresztą zauważone przez szwedzki zespół metalowy Sabaton w ich piosence "40:1", poświęconej tej właśnie bitwie (jak ktoś nie widział to polecam):
http://www.youtube.com/watch?v=ivgCD31iKyg&feature=related
Myślę, że narody mogą uczyć się ze swojej historii i czerpać z niej inspirację, tak samo jak nasze dzieci obserwują nas i uczą się z naszej historii. Jaką inspirację moglibyśmy czerpać dzisiaj z naszej historii, gdybyśmy w 1939 roku poszli na układ z Niemcami, a później siedzieli razem z nimi na jednej ławie oskarżonych podczas powojennych procesów? Jakim narodem bylibyśmy we własnych oczach? Być może narodem który podejmował prawie wyłącznie złe decyzje począwszy od XVII wieku. Kim będzie mój syn i jak będzie kiedyś żył, jeśli ja będę tchórzem w życiu i nieudacznikiem? Na czym ma teraz polegać walka o naród, o jakiej pisze Paweł Chojecki? Czy mamy budować na kolejnych porażkach? Kiedy przyjdzie właściwy moment, w którym będziemy mieli powiedzieć dość rodzącemu się nowemu imperium w Europie? Jak będziemy mieli postąpić, jeśli Unia będzie nas szantażować, gdy jako naród nie zgodzimy się na wychowywanie naszej młodzieży na nową rasę "homo europeicus"? Czy wtedy też będziemy się zasłaniać pragmatyzmem i zgodzimy się na wszystko? Apetyt Unii na dominację i pewność siebie będą wzrastały w miarę zdobywania kolejnych obszarów. Dzieje się to stopniowo, tak że ludzie na co dzień prawie tego nie dostrzegają. Czy ktoś 5 lat temu gdy było referendum akcesyjne słyszał o traktacie i o planach ustanowienia prezydenta Unii? Kim będzie polski prezydent za kilka miesięcy czy lat? Wojewodą polskiego landu? Ale gdyby prezydent Kaczyński się nie ugiął przed podpisaniem Traktatu Lizbońskiego, to pewnie wybuchłaby awantura, ale może ludzie może by się przebudzili ze snu.
Porównywanie przez Pawła Chojeckiego sytuacji naszego kraju do sytuacji jaka panowała w Jugosławii uważam za całkowicie chybione. Tam była mieszkanka narodów, sztucznie utrzymywana żelazną ręką w karności, ale to była bomba pod którą wystarczyło jedynie podłożyć lont. Podczas II wojny Serbowie i Chorwaci dopiekli sobie nawzajem tak bardzo, że wiele nie trzeba było.
Patrząc na pragmatyzm jaki zaprezentował Paweł Chojecki w swoim artykule co można powiedzieć o Sparcie i bitwie przy wąwozie Termopile? Czy zgodnie z tą logiką król Leonidas nie powinien wtedy wyjść do króla Kserksesa i się z nim układać i pytać o warunki pokoju? Czy opór i śmierć tych 300 wojowników miały jakikolwiek sens? Według mnie miały i to nie tylko moralny i inspirujący nawet dla nas dzisiaj, ale też historyczny, bo pozwoliły wojskom greckim na przegrupowanie i ostateczne pokonanie Persów. Pozwolę sobie dalej posnuć domysły. Gdyby prezydent Kaczyński nie podpisał traktatu, to może prezydent Klaus też by nie podpisał i może Torysi w Wielkiej Brytanii nie wycofaliby się z obietnicy przeprowadzenia referendum. Polski przykład mógł podziałać jednak zachęcająco i budująco. Paweł Chojecki napisał, że odrzuca argument: "o winie Lecha Kaczyńskiego ("pozostawił Klausa bez pomocy")". Ja się pytam na jakiej podstawie? Nie zostało to uzasadnione. Każde uzasadnienie będzie musiało być znowu snuciem domysłów.
Patrząc jeszcze na historię można zapytać jakie szanse po ludzku miał Izrael w 1948 roku w jednoczesnej wojnie z siedmioma państwami arabskimi uzbrojonymi po zęby? Bodajże generał Montgomery (mogę się mylić teraz, bo czytałem o tym wiele lat temu) powiedział wtedy, że według wszelkich kanonów ówczesnej doktryny wojennej, Arabowie zepchną Izraelitów do morza w ciągu 6 dni.
Ale wróćmy może jeszcze do aspektu biblijnego, do jakiego obiecałem się odnieść na początku. Uważam, że cytowanie wersetu z ewangelii Łukasza 14,31 w tym kontekście jest błędne i całkowicie wyrwane z kontekstu. We fragmencie tym mowa jest o stawaniu się uczniem Pana Jezusa. Panu Jezusowi chodziło o to, że nie można być Jego uczniem połowicznie. Albo decydujemy się na to całkowicie i na poważnie inwestujemy w to całe nasze życie, albo nasze wysiłki przypominają nierozsądnego budowniczego wieży, który zabrał się za budowę nie obliczywszy kosztów, albo właśnie jak ten król, na którego postawę niesłusznie powołuje się Paweł Chojecki.
Jeśli już cytujemy Biblię w polityce, w tym o układaniu się z silniejszym królem, to dlaczego nie zacytujemy fragmentów opisujących walkę Dawida z Goliatem za czasów króla Saula, przykładów z Księgi Sędziów, albo postawy proroka Eliasza w starciu z Izabel i kilkuset jej prorokami Baala? Co by było, gdyby wszyscy ci ludzie kierowali się sugerowanym pragmatyzmem w ocenie silniejszego (po ludzku) przeciwnika? Po ludzku Dawid w walce z Goliatem miał takie same szanse jak pieszy przy starciu z rozpędzonym samochodem.
Jako chrześcijanin oczywiście wiem, że tam było coś więcej, czego często się nie podaje, opowiadając np. historię Dawida. Streszcza się to w słowach jakie Dawid wypowiedział do Goliata: "Ty wyszedłeś do mnie z mieczem, z oszczepem i z włócznią, a ja wyszedłem do ciebie w imieniu Pana Zastępów, Boga szeregów izraelskich, które zelżyłeś. Dzisiaj wyda cię Pan w moją rękę i zabiję cię, i odetnę ci głowę, i dam dziś jeszcze trupy wojska filistyńskiego ptactwu niebieskiemu i zwierzynie polnej, i dowie się cała ziemia, że Izrael ma Boga. I dowie się całe to zgromadzenie, że nie mieczem i włócznią wspomaga Pan, gdyż wojna należy do Pana i On wyda was w ręce nasze." (1 Samuela, 17 rozdział, warto przeczytać od 33 do 47 wersetu)
Fragment ten pokazuje, kto faktycznie jest Panem historii i że to nie zwykłe rachowanie i matematyczna ocena szans zawsze powinna być brana pod uwagę. Oczywiście pozostaje kwestia tego jaki jest faktyczny stosunek naszego narodu do Boga. Tutaj akurat pomimo statystyk mówiących o 95% ochrzczonych w Polsce mam dość krytyczne zdanie, obserwując zachowania ludzi. Według mojego rozumienia standardów biblijnych wiara wyraża się osobistym zaangażowaniem według serca, a nie metryką i legalizmem.
Jeszcze jedna ważna kwestia. Sprawa Traktatu Lizbońskiego to wielka granda i tutaj się z Pawłem Chojeckim zgadzamy zapewne w pełni. Drugie referendum w Irlandii pokazuje gdzie Unia ma demokrację i co nam grozi ze strony ludzi, którzy tak do demokracji podchodzą. Myślę, że zacytowane na początku zdanie mówiące, że opinia publiczna nie jest do końca świadoma pewnych zagrożeń jest prawdziwe, ale winę za to ponoszą nie zwykli obywatele, ale władza, która nas o zagrożeniach celowo nie informuje. W Polsce opinia publiczna w ogóle nie była poinformowana czym jest Traktat Lizboński. Podobnie chyba było we wszystkich krajach unijnych. Nikt prawie nie znał jego treści, włączając w to 90% naszych posłów i senatorów głosujących półtora roku temu za jego ratyfikacją. Ci którzy znali treść traktatu celowo nie byli dopuszczani do głosu w mediach. Już sam ten fakt powinien dać sporo do myślenia każdemu, a na pewno komuś, kto z założenia powinien dobrze znać jego treść, podpisując go "w imieniu" narodu.
Pomimo tej dezorientacji było jednak wiele głosów, że Polacy chcą referendum, którego wynik nie był pewien dla twórców traktatu. Nie dano szans ani nam ani praktycznie żadnemu państwu poza Irlandią się wypowiedzieć. Świadczy to o sporej arogancji władz i to również powinno dawać do myślenia.
Sam traktat jest stosunkowo niewielką modyfikacją wcześniejszej, niedoszłej Konstytucji Europejskie, odrzuconej w referendum przez dwa narody europejskie. Były to przy tym narody, które traktowane były jako pewniacy. Prezydent Kaczyński podpisując traktat pokazał swój prawdziwy stosunek do narodu i jego prawa głosu. Prezydent nie domagając się tego, aby poinformować opinię publiczną w pełni, albo aby domagać się referendum stał się w moich oczach jednym z tamtych. Jest jeszcze taka opcja, że może sam nie miał świadomości co podpisuje, ale wtedy można zadać pytanie dlaczego rządzi naszym krajem? O premierze i jego formacji politycznej nie warto tutaj wspominać. Moim zdaniem bardziej reprezentują tutaj interesy obcych państw.