czy-jestem-eurosceptykiem-czy-eurorealista
Thu, 19 Mar 2009 08:39:00 +0000
Przez wielu znajomych jestem postrzegany jako eurosceptyk. Ja o sobie mówię raczej eurorealista, choć po ostatnich dyrektywach naszego europejskiego supermocarstwa zaczynam się tego tworu coraz bardziej obawiać, tak samo jak typowo obawiałbym się człowieka chorego umysłowo posiadającego przy sobie nabity pistolet.
Poniższa informacja była podawana przez różne media, ale można o niej przeczytać np tutaj:
http://wiadomosci.onet.pl/1935093,69,item.html (tutaj była ale już ją zdjęli. Ciekawe czy przypadkiem, czy specjalnie)
No ale jest jeszcze coś tutaj na ten temat: http://www.homiki.pl/modules.php?name=News&file=print&sid=3044
i tutaj: http://www.wykop.pl/link/156973/ue-zakazuje-stosowania-zwrotow-pan-i-pani
Jednym dekretem nakazano, że nie będzie można już stosować określeń typu Pani, Pan, Madame i Mademoiselle, Frau i Fraulein, czy Senora i Senorita, bo podobno są one zbyt seksistowskie. Za chwilę powszechnie zakarze się zwrotów mama, tata, bo co jeśli dziecko ma dwóch "tatusiów" albo dwie "mamusie". Czytałem, że w Szkocji jest to już stosowane. Nie będzie już ubikacji męskich oraz damskich, tylko ubikacje oraz ubikacje z pisuarami. Czytałem, że na jednej uczelni w Wielkiej Brytanii taki eksperyment niedawno zrobiono. Takie zmiany są zapewne bardzo potrzebne, bo co jeśli jakiś "euroludź" posiadający penisa będzie się czuł ... no właśnie czym (?) i będzie uważał, że pisuar dyskryminuje jego wyzwolone wnętrze? Ciężko znaleźć jakieś nowe określenia na zastąpienie dotychczasowych seksistowskich terminów mężczyzna oraz kobieta. Określenie typu "TA euroludzia" też byłoby seksistowskie. Hmmm, może określenie "TO euroludzio" będzie jakoś pasowało do nowego Homo Europeicus płci nijakiej, tak jak "TO dziecko", które nie określa płci? Kiedy widzę do jakich spraw miesza się Unia, obawiam się, że jesteśmy na najlepszej drodze do takiego stanu, w którym Unia dyrektywami swoich komisarzy zarządzi np., że o północy jest dzień, albo to że w styczniu w Europie jest lato, albo że tydzień ma 10 dni, jeśli uzna że jest to opłacalne ekonomicznie, albo to że jesteśmy np. słoniami, na znak solidarności z ginącymi słoniami w bliźniaczej Unii Afrykańskiej. Jak się okazuje wszelką durnotę można już oficjalnie ogłaszać i co gorsza bez wyraźnej reakcji czy choć tylko zaniepokojenia tłumów euro-obywateli. Jak pisałem jakiś czas temu, za swoją ciężką pracę panie i panowie urzędnicy, opss ... "TO urzędniko" - hmmm, jak od tego zrobić liczbę mnogą (?), można sobie język połamać - biorą pieniądze z naszych kieszeni.
Nadawanie jakichkolwiek etykietek np. typu eurosceptyk jest dla mnie czymś sztucznym, bo zakłada pewne binarne zaszufladkowanie, które jest uproszczeniem rzeczywistości. Na pewno jednak nie mogę o sobie powiedzieć EU-entuzjasta. Ci co mnie znają to wiedzą, że jestem przeciwnikiem wszelkiej głupoty z socjalizmem na czele, a niestety posunięcia EU coraz bardziej ukazują wypaczone i chore usposobienie tych, którzy pociągają za sznurki tego tworu. Najgorsze jest jednak to, że oni mają armię, której będą mogli użyć np. przeciwko tym, którzy się nie podporządkują i w styczniu nie będą chcieli jechać na przymusowe opalanie nad Morze Północne, albo będą mówić, że nie są słoniami tylko krokodylami.
Może odchodząc już od sarkazmu, który coraz częściej mi się niestety udziela, powiem krótko jak postrzegam Europę. Nie jestem przeciwnikiem Wspólnoty Europejskiej (WE), jednak uważam że u jej podstaw powinna leżeć realność oraz pragmatyzm. Oznacza to odejście od centralizmu brukselskiego, wywalenie na pysk generujących ogromne koszty komisarzy oraz urzędników, którzy jak widać są w stanie z urzędu negować nawet prawa natury. Wolny rynek z którym związana jest swobodna wymiana gospodarcza, naukowa czy jakakolwiek inna pomiędzy suwerennymi państwami nie potrzebuje sztucznych regulacji i definiowania co wolno sprzedawać, czy co i ile uprawiać. Po co np. narzucać limity na produkcję mleka czy innych rzeczy, albo to ile hektarów ziemi musi mieć rolnik na jedną krowę? Jeśli rolnik mając 2 ha łąki kupi sobie 100 krów i 3/4 mu padnie z głodu, to sam się nauczy, a rynek się wyreguluje samoistnie. Jeśli będzie za dużo mleka to będą musiały spaść jego ceny i wówczas trzeba będzie szukać oszczędności gdzie indziej, ale zawsze będzie to z pożytkiem dla nas odbiorców. Niedawno jeden brytyjski importer sprowadził ileś ton kiwi do EU, ale okazało się, że są one o 4 gramy lżejsze niż przewiduje norma unijna i nie mógł ich sprzedać. Po co z urzędu określać minimalną wagę owocu kiwi? Klient sam widzi co kupuje i jeśli ten sprzedawca nie obniży ceny, to klient pójdzie do konkurencji i kiwi niekonkurencyjne zgniją. Na drugi raz obniży cenę i żadne dyrektywy i marnotrawienie papieru nie będzie konieczne. Teraz Unia dopłaca do Airbusa, po to by wytrzymał konkurencję z Boeingiem. Czy Airbus kiedykolwiek nauczy się w ten sposób gospodarności? Co jeśli zacznie się z urzędu dopłacać do coraz większej liczby firm ratując je przed upadkiem? Kto za to zapłaci? Kiedy mamy dziesięć firm konkurencyjnych, a jedną nie, to te 10 może jakoś udźwignie tę jedną chorą, zawsze ze stratą dla siebie, ale kiedy połowa firm stanie się chora na niegospodarność, w wyniku trzymania ich pod kloszem sztucznych regulacji, dopłat i dyrektyw, to wszystko się zawali prędzej czy później. Będzie tak samo jak ze statkiem Titanic, który zatonął przy pięciu zalanych przedziałach, których nie mogła utrzymać reszta, albo tak samo jak zawaliły się wszystkie gospodarki centralnie sterowane. Dziwne, że przywódcy unijni nie potrafią wyciągnąć tak prostych wniosków z historii nie tak w końcu odległej. Nie potrafią, albo z jakiegoś powodu nie chcą. Myślę, że z tym trzeba walczyć i to tłumaczyć bez końca.